Wystarczyło, że raz spojrzała w jego oczy, i już wiedziała, że może mu zaufać.

Becky przyglądała się temu wszystkiemu uważnie, idąc po nadmorskich kamyczkach, które chrzęściły jej pod nogami. Nie miała bynajmniej zamiaru korzystać z tych udogodnień. W zupełności wystarczały jej własne nogi. Twarz miała skrytą pod głęboką budką, a zamiast stroju kąpielowego odziana była w cienką perkalową sukienkę cielistej barwy, z długimi rękawami, na niej zaś nosiła lekką zieloną narzutkę. Ten luźny, sięgający aż po kostki ubiór, wystarczająco chronił jej skórę przed słońcem. Nieufnie zerknęła na odległy pagórek i położyła budkę wraz z narzutką na brzegu. Woda była bardzo zimna. Narzutka okaże się więc potrzebna potem, żeby osłonić mokrą suknię, po wykonaniu zadania. Zzuła pożyczone buty, krzywiąc się przy tym, bo promienie słońca niemiłosiernie kłuły ją w oczy. Nad samą wodą dwie mewy wydzierały sobie wzajemnie zdechłego kraba. Becky zmarszczyła ze wstrętem nos i odwróciła od tego widoku wzrok. Morze pieniło się jej wokół nóg, niosąc ze sobą strzępki wodorostów, kiedy weszła w przybrzeżne fale, rozpryskujące się na pobliskich głazach. Wiatr igrał z jej długimi włosami, gdy wypatrywała Parthenii Westland, usiłując nie ulec nieodpartemu urokowi morza. Zanurzyła się aż po pas w zimnej wodzie, wstrzymując oddech. Szybko zauważyła, że wiejskie matrony mają za dużo roboty, by zwracać na nią uwagę. W morzu pluskało się bowiem dobre pół setki amatorek kąpieli, a z pięciu wozów kąpielowych wciąż wysiadały nowe. Widok tyłu dziewcząt w jej wieku zasmucił ją, choć tylko na chwilę. Uświadomiła sobie, ile w życiu straciła z winy dziadka. Jego wrogość pozbawiła ją nie tylko pięknych http://www.agrolinia.org.pl/media/ znalazła, zbiło ją z tropu. Michaił mówił prawdę. Nie liczyło się, że mieszkała w Talbot Old Hall przeszło dziesięć lat, a on przybył tu dopiero dwa tygodnie temu. Był spadkobiercą dziadka i dom należał do niego, a ona również. Musi być ostrożna. Odstąpiła krok do tyłu. Michaił uśmiechnął się szeroko. - Zostaw moich ludzi mnie, ljubimaja. - Becky cała się zatrzęsła, gdy bez uprzedzenia sięgnął ku niej. - O wiele bardziej interesuje mnie pytanie, co mam zrobić z tobą? - Nie wiem, co masz na myśli - odparła, bojąc się uczynić jakiś nagły ruch. Ten strach najwyraźniej mu się spodobał. Powiódł palcem po jej policzku. Niemiły dreszcz przebiegł Becky po plecach. - Powinienem może zabrać cię do Londynu i wprowadzić w towarzystwo? Hrabina Lieven jest moją wielką przyjaciółką. Może się tobą zajmie. - Nie chcę jechać do Londynu. - Becky cofnęła się nerwowo. - Pani Whithorn mówi,

Spędzała też sporo czasu na pisaniu memoriału o czynie Michaiła. Lepiej było sporządzić go zawczasu, by władze mogły jak najszybciej aresztować Kurkowa. O wpół do trzeciej zdrzemnęła się nad robótką. Alec obudził ją lekkim pocałunkiem. Drgnęła i, budząc się, spojrzała w jego niebieskie oczy. Z pewnym siebie uśmiechem położył przed nią na stoliku siedemset pięćdziesiąt funtów. - A więc udało się! - zawołała. - Masz już wszystkie pieniądze! Zerwała się z krzesła i Sprawdź - Cała przyjemność po mojej stronie. - Ukłonił się z galanterią, a potem długo odprowadzał ją wzrokiem. W pewnej chwili uśmiechnął się kątem ust i oparł czoło o szyję Drakuli. - Zdobędę ją, przyjacielu - szepnął. - Tyle że nie od razu. Czas mijał bardzo szybko. Bella myślała o tym, siedząc w swoim pokoju z listem z Sussex w dłoni. W środku kryła się odpowiedź na jej żądanie. Zgoda na spotkanie z Blaqiem albo wyrok śmierci. Pewną ręką przecięła kremową kopertę. Przyjaciółka z Anglii przysyłała jej pozdrowienia i dołączała kilka banalnych zdań o pogodzie. Po mniej więcej piętnastu minutach Bella odszyfrowała wiadomość. Prośba będzie spełniona. Trzeci grudnia, godzina dwudziesta trzecia trzydzieści. Cafe du Dauphin. Bądź sama. Łącznik zapyta po angielsku o godzinę, a potem powie po francusku coś o pogodzie. Postaraj się, żeby twoje informacje były warte złamania zasady. Dziś wieczór. Dziś wieczór zrobi następny krok. Starannie złożyła list i schowała do koperty, ale pozostawiła ją w widocznym miejscu na biurku. Obok stała róża, którą tego ranka przysłał jej Edward. Wahała się, ale po chwili uległa pokusie i dotknęła białych, delikatnych płatków. Gdyby życie było równie słodkie i proste, westchnęła. Parę minut później zastukała do kancelarii księcia Carlise’a. Sekretarz, który jej otworzył, skłonił się sztywno i od razu zaanonsował ją księciu. Gdy weszła do gabinetu, Carlise czekał na nią, stojąc za biurkiem. - Wasza Wysokość. - Ukłoniła się nisko. - Przepraszam, że niepokoję. - Nic podobnego, Isabello. - Wasza Wysokość jest zajęty - zauważyła, stojąc w miejscu. - Chciałam prosić o radę, ale mogę przyjść z tym później. - Nie ma potrzeby. Bardzo proszę, wejdź i siadaj. Odczekała, aż sekretarz księcia zamknął za sobą drzwi, po czym zdecydowanym krokiem podeszła do biurka. - W naszej sprawie nastąpił przełom. Proszę, żeby Wasza Wysokość niezwłocznie wezwał Emmetta. - Mam pewne obiekcje - stwierdził książę Carlise, zwracając się do swego zięcia. - Skąd pewność, że Blaque da się podejść i kupi informacje? Czy uwierzy Isabelli?