przygotowała coś jeszcze. Zaostrzone drewniane kołki.

przekonane, że nic im nie grozi, bo zabójca na pewno jest na tyle sprytny, że nie zaatakuje dwukrotnie w tym samym miejscu. Nie ufają policji. Straciłem dużo czasu na przekonanie ich, że nie jestem gliną. - Dowiedziałeś się czegoś? - Jeszcze nie, ale sądzę, że się dowiem. Chcę też dotrzeć do klubu w Miami. Jesse, nie miałem czasu na przeczytanie całego raportu. Kiedy ta dziewczyna zaginęła, ktoś to zgłosił, prawda? Zakładam więc, że przesłuchano jej przyjaciół i koleżanki z pracy? - Tak, pewnie. Po prostu którejś nocy nie stawiła się do pracy. Mieszkała sama. Sąsiedzi niczego nie 165 pamiętają. Mogła wrócić do domu, mogła nie wrócić. Wyszła z klubu między czwartą a piątą rano i wtedy widziano ją po raz ostatni. Nie prowadziła, więc w tej sprawie odpada szukanie jej samochodu. Nic nie wiadomo, żeby wzywała taksówkę. Zniknął jej telefon komórkowy, ale w wykazie rozmów, http://www.amatorzyna.pl/media/ znajduje. Pojechał do szpitala i skierował się do kantyny, gdzie spędził trochę czasu, udając, że czyta gazetę, a jego cierpliwość w końcu się opłaciła, gdyż jeden z młodych sanitariuszy przez nieuwagę zostawił na tacy swoją kartę magnetyczną. Przy jej pomocy Bryan mógł wejść do szatni, gdzie wybrał sobie kitel z jak najbardziej amerykańskim nazwiskiem, ponieważ raczej nie wyglądał na Skandynawa o nazwisku Gustafson, czy na południowca Garcię. Oczywiście w Ameryce nigdy nic nie wiadomo, ale wolał nie wzbudzać najmniejszych podejrzeń. Przemaszerował przez szpitalne korytarze z całkowitą pewnością siebie, znalazł odpowiednią klatkę schodową i dotarł do kostnicy. Zimno, ponuro. Postęp technologiczny w niczym nie zmienił charakteru tego miejsca. W przedsionku znajdował się tylko młody laborant, który siedział

miała wbić kły w jego szyję. Na całym parterze drapieżniki atakowały owce, nie czekając na sygnał do ataku, lecz Jessica nie rozglądała się, przebiła pierwszego wampira, którego miała pod ręką i szkieletowata kusicielka rozsypała się w proch. Ze plecami Jessiki rozległ się wściekły syk, obróciła się i zrobiła błyskawiczny unik, gdy stary siwowłosy wampir skoczył na nią. Sekundę Sprawdź - wyjaśniła Cindy. - Kelsey, nie zapaliłaś żadnego światła. Wołałam cię szeptem, ale nie usłyszałaś. - Dlaczego po prostu nie zawołałaś głośno? - Nie mogliśmy wołać głośno, jeśli myśleliśmy, że jest tu złodziej albo... no... złodziej - dokończył niezręcznie Nate. Kelsey głęboko odetchnęła. - Wydawało mi się, że słyszę kogoś kręcącego się po domu. Usłyszałam jakby tupnięcie, z tyłu. - Pewnie spadł owoc mango, rosną tam - zauważyła Cindy, ruchem głowy wskazując na ogród. - Może się jednak rozejrzyjmy - zaproponował Larry.