aspiryny. Wielkosci Nowego Jorku.

małego chromowanego kosza na smieci. - Lepiej. Znacznie lepiej. - Powinnas była powiedziec komus, ¿e masz mdłosci. - w oczach Aleksa malował sie wyrzut. Patrzył na nia spod zmarszczonych brwi wydymajac usta. 240 - A mo¿e ty powinienes był byc w domu - odparła rozdra¿niona Alex zmru¿ył oczy. - Pracowałem. - Było po jedenastej. Alex zacisnał usta, a spojrzeniem, które jej rzucił, mo¿na było ciac granit. - Pewnie nie pamietasz, ¿e du¿o pracuje, Czesto do bardzo pózna. Dlatego własnie zatrudniłem Toma. Gdybys nie była taka uparta - Urwał i gniew zniknał z jego twarzy. - Posłuchaj, martwie sie o ciebie rozumiesz? - Potarł kark dłonia. - Okropnie mnie przestraszyłas. - Sama te¿ sie wystraszyłam - powiedziała Marla, ale postanowiła nie wszczynac kłótni. - Mam ju¿ tego dosc. http://www.aptekarskie.pl/media/ Lydia wybuchnęła śmiechem i chyba na moment się rozluźniła. - Si, si. Zapamiętam sobie to powiedzonko. Shelby przerzuciła pasek torby przez ramię. - Czy coś się stało? - zagadnęła. Nie chciała się wtrącać, ale czuła, że powinna coś powiedzieć. - Wyglądałaś na 92 zdenerwowaną. - Zdenerwowaną? - Lydia pokręciła głową i sięgnęła do lodówki po przykryte folią danie. - Podczas rozmowy telefonicznej. - Aha. Och, rodzinne kłopoty. Moja siostrzenica, Maria, ma problemy ze swoją córką. Nic poważnego - odparła, kładąc rondelek na ladzie. Zdjęła folię. Kuchnię wypełnił ostry zapach marynaty. Lydia nadziała na widelec sztukę mięsa i obróciła ją kilkakrotnie. - Jesteś pewna? - Si. - Lydia unikała wzroku Shelby, a ona nie chciała wywierać na niej presji. Czasami gosposia była bardzo

nigdy nie szukał go na przystani. - Tak. Tak mówił. - Ole, z nieodłacznym niedopałkiem cygara przyklejonym w kaciku ust, siedzacy na stołku wsród ró¿nobarwnych przynet i lodówek z robakami i cola, od zawsze stanowił czesc przystani. Półkole siwiejacych, rudych włosów otaczało łysine na czubku jego głowy, a grube fałdy Sprawdź myslec o kobiecie, która niemal zrujnowała mu ¿ycie. Patrzył na wiszacy nad najwe¿szym odcinkiem zatoki most, który umo¿liwiał ruch samochodowy wzdłu¿ wystrzepionej linii wybrze¿a, ale oczyma duszy cały czas widział Marle... zachwycajaca, rozesmiana, dowcipna Marle. - Oprócz tego, ¿e mo¿e stracic pamiec, nic jej nie bedzie? - Poza tym, ¿e nie bedzie ju¿ wygladała tak jak przedtem? - To nie ma znaczenia. - Dla niej bedzie miało. Nick ¿achnał sie. - Có¿, stac was na chirurgie plastyczna. Mówie o uszkodzeniach, które uniemo¿liwiłyby jej normalne ¿ycie. - Niewierny.