Kosztujesz mnie troche zachodu, sukinsynu, pomyslał,

Rozdział 16 Nie obchodzi mnie, co musisz zrobić, Levinson. Pomóż mi tylko odnaleźć mojego dzieciaka - Nevada burknął do telefonu. Był zgrzany, zmęczony i cholernie sfrustrowany. Dwie klacze nie zjadły paszy, traktor na południowym wybiegu się zepsuł, a w dodatku Nevada miał wrażenie, że z sąsiedniego podjazdu - drogi do domu Adamsów, obecnie jego posiadłości - wczoraj po południu wyjechał wóz Shepa Marsona. Ale nie miał pewności. Słońce okropnie dawało mu się we znaki. Jego gorące, oślepiające promienie odbijały się od zderzaka pikapa. Zanim Nevada zdążył uruchomić swoją starą furgonetkę i ruszyć w pościg za intruzem, tamten wóz był już tylko malutką plamką w tumanie kurzu. Nevady nie opuszczało przeczucie, że wkrótce wydarzy się coś ważnego. Co gorsza, bardzo się martwił o Shelby. Uważał, że ona na pewno wpakuje się w jakieś kłopoty. Ta myśl nie dawała mu spokoju i podzielił się nią z Levinsonem. - Musi być jakiś sposób, żeby ją znaleźć. - Robię, co mogę. - Głos Levinsona brzmiał obojętnie. Niezobowiązująco. - Ja też. Nevada pojechał do szpitala, w którym urodziła się Elizabeth, przekupił pracownika administracyjnego i wydobył informacje na temat tego, kto pracował na oddziale położniczym tamtego feralnego tygodnia. Rozmawiał ze wszystkimi lekarzami, pielęgniarkami i osobami z personelu administracyjnego, których udało mu się odszukać, ale nikt z tych ludzi nie miał dyżuru w tę noc, kiedy Shelby Cole urodziła dziecko. Albo nikt się do tego nie przyznał. - Będę nadal nad tym pracował. - Dobrze. I sprawdź niektóre z tych osób. - Nevada podał listę pracowników szpitala, których nie był w stanie http://www.avamed.com.pl Gniada czystej rasy, z białymi podkolanówkami i gwiaździstym znamieniem na czole, była warta więcej niż 89 wszystkie inne jego klacze razem wzięte. I zachowywała się tak, jakby o tym wiedziała, potrząsając grzywą w sposób, w jaki atrakcyjne dziewczyny odgarniają włosy z twarzy. Za wybiegiem było sto sześćdziesiąt akrów ziemi, którą przyłączył do swojej posiadłości: kupił ten teren przed rokiem. Pasły się tam inne konie, gorszej klasy - nawet te najlepsze nie mogły się równać z nią. Wsunął młotek za pas i poszedł wzdłuż płotu, żeby sprawdzić, czy są uszkodzenia. Miał szczęście, że udało mu się przyłączyć gospodarstwo starego Adamsa. Stary Adams nie sprzedałby swojej ziemi nikomu innemu. Przyjaźnił się z ojcem Nevady od wielu lat i był przyszywanym wujkiem dla Nevady i jego kuzyna, Joego Hawka, kiedy chłopcy dorastali. Gdy nadszedł czas emerytury i wyprowadzki do miasta, zaproponował Nevadzie umowę, bardzo uczciwą - w gruncie rzeczy była tak korzystna, że grzechem byłoby z niej nie skorzystać. - Jeśli nie kupisz tej ziemi, będę musiał ją wystawić na rynek i zapłacić jakiemuś agentowi nieruchomości

westchnienie. Nick wyczuł, ¿e Cherise przechodzi do planu B. Zawsze była jak pies mysliwski, nigdy sie nie poddawała i na ogół udawało jej sie znalezc jakis sposób, ¿eby dostac to, czego akurat chciała. Jej trzej me¿owie, wszyscy swego czasu zatwardziali starzy kawalerowie, stanowili najlepszy dowód jej biegłosci w sztuce perswazji. Sprawdź zrobiła. - Mo¿e. - Alex strzepnał popiół na chodnik i spojrzał w strone wzgórza, gdzie za wiktorianskimi kamieniczkami Haight Street stała rezydencja Cahillów, budynek, który kiedys, jako dzieci, nazywali domem. Nick nie miał nic 109 przeciw temu, ¿eby to Alex miał teraz ten dom, wraz ze wszystkimi łaczacymi sie z tym problemami. Alex wrzucił niedopałek do scieku, czerwona iskierka szybko zgasła. Samochody wyprzedzały jadacego ulica rowerzyste. - ¯ałuje, ¿e nie poznałem Pam - powiedział Alex. - Mo¿e wtedy rozumiałbym z tego cos wiecej. Wyglada na to, ¿e jej