strojów i przyjęć, ale też towarzystwa rówieśnic z jej własnej sfery.

Alec nie słuchał reszty wyjaśnień Kurkowa. Niewiele wiedział o Becky, lecz bez wątpienia była jedną z najbardziej zdrowych na umyśle osób, jakie znał. Nie szalona ani chora. Po prostu znalazła się w opałach. Podążył w ślad za jej prześladowcami, podczas gdy oszołomiony Westland prosił Kurkowa, by ten poczekał w rezydencji, póki Kozacy nie wrócą z uciekinierką. Becky nie zwolniła biegu, choć ogarnęła ją rozpacz. Rezydencja Westlanda została dwie przecznice z tyłu. Co ma ze sobą począć? W jaki sposób ten przeklęty Rosjanin zdołał dotrzeć do Westlanda wcześniej? Ale znała odpowiedź. Michaił przybył tam prosto z Yorkshire, podczas gdy ona musiała kluczyć, uciekając przed jego ludźmi. To samo powinna zrobić teraz. Obejrzała się. Czwórka Kozaków rozdzieliła się na dwie pary, żeby zajść ją z boku. Rozglądała się gorączkowo, lecz wszędzie widziała tylko rzędy wysokich, schludnych domów i nieco wątłych, młodych drzewek. Biegła jak szalona, nie dbając o to, że po ostatniej nocy jest nieco obolała. Jeśli Alec obszedł się z nią delikatnie, to Michaił, który chciał ją ukarać, sprawiłby zapewne, że zwijałaby się z bólu przez tydzień. Wolała o tym nie myśleć. Jej kuzyn zasługiwał na męki piekielne. Z tyłu za sobą usłyszała krzyki Kozaków. Byli niedaleko. Desperacko przyspieszyła kroku i rzuciła się ku stajniom, skrytym za rzędem domów, które akurat mijała. Wiodło do nich wprawdzie bardzo ciasne przejście, lecz wewnątrz mogło być wiele miejsc, odpowiednich na kryjówkę. Wbiegła do otwartej stajni i przycupnęła za pierwszym z brzegu http://www.betondekoracyjny.net.pl - Z zewnątrz będzie wyglądało tak, jakby w pałacu szalał pożar - wyjaśniał Emmett. - Eksplozja narobi huku, ale nie wyrządzi większych szkód. Co najwyżej wyleci parę szyb. A jak to nie wystarczy, Malori postara się o efekty specjalne. - Jest teraz z księciem? - Tak. Carlise wtajemnicza we wszystko resztę rodziny. Malori był temu przeciwny, ale udało mi się go przekonać, że tak będzie lepiej. Miałaś rację, trzeba ich uprzedzić. - A wyobrażasz sobie, żeby nie? Pomyśl, co mogłoby się stać z Alice. A Edward? Jest bezpieczny? - Tak. - Emmett wolał nie wchodzić w szczegóły. - Dobrze, masz dziesięć minut na opuszczenie pałacu. Rozmieściłem ludzi w doku, więc w razie czego będziesz miała natychmiastowe wsparcie. Ja będę na łodzi, z której obserwujemy jacht Blaque'a. Uderzymy, kiedy tylko dasz nam sygnał. Bello, wiesz, że ryzykujesz, zakładając podsłuch. Jeśli cię przeszukają... - Poradzę sobie. - Machinalnie dotknęła medalionu, w którym ukryto maleńki mikrofon. - Jeśli Blaque się zorientuje, nie zostanie ci wiele czasu na obronę. - Spokojnie, potrafię być szybka. - Pewnym gestem położyła dłoń na jego ramieniu. - Emmett, nie bój się, ja nie chcę umierać. Będę się bardzo starała. - Mam opinię faceta, który nie przynosi pecha partnerom - powiedział, patrząc jej w oczy. - Tym lepiej dla mnie - uśmiechnęła się. - Mam do ciebie osobistą prośbę. Gdyby coś poszło nie tak, wiesz, o czym mówię... czy przekażesz Edwardowi kilka słów? - Jasne. - Powiedz mu, że... - Zawahała się, nie przyzwyczajona do powierzania innym swych sekretów.- Powiedz, że go kochałam. I że niczego nie żałuję. Gdy opuszczała pałac, zegar właśnie wybijał północ. Jadąc w stronę głównej bramy, modliła się w duchu, by czar zechciał trwać. Strażnicy powitali ją i bez przeszkód pozwolili opuścić teren rezydencji. Ponieważ nie mieli pojęcia o całej akcji, byli trochę senni. Zaraz zerwą się na równe nogi i pobiegną gasić pożar, westchnęła, obserwując ich we wstecznym lusterku. Co chwila zerkała na zegarek, odliczając niecierpliwie minuty. Jeszcze trochę i Edward wreszcie będzie bezpieczny. Skończy się koszmar, który od dziesięciu lat prześladował Cullenów.

- W jednym z domów gry. Nie martw się, staram się grywać tam, gdzie nie szachrują. - Chcę pójść z tobą! - Poderwała się z łóżka. - Nie. Dom gry to nieodpowiednie miejsce dla młodej damy. Poza tym nie odpowiedziałaś na pierwsze z moich pytań. - Jak ono brzmiało? Zapomniałam. - Pytałem, czy się dobrze czujesz. Po ostatniej nocy... rzecz jasna. Sprawdź Blondyn zacisnął mocno powieki, wyrywając się z silnego uścisku i biegnąc przed siebie. Boże, Boże, Boże! Dlaczego takie coś zawsze musi przytrafiać się jemu? Rozdział piąty Książę jest tylko jeden! Wczoraj cudem udało mu się dobiec do autobusu. Dosłownie w ostatniej chwili do niego wskoczył albo to po prostu kierowca na niego zaczekał i tylko dzięki temu uniknął siniaków. Rany, jak on nie cierpiał takich ludzi! Przecież każdy ma prawo być tym, kim chce. Ma prawo nosić to, co chce. A on dobrze czuł się w takich, a nie innych ubraniach. Ważne w końcu, aby być sobą, prawda? I nie udawać tego, kim się nie jest. - Jak z Karolem? – zapytała Marta, siedząc rozwalona na krześle z nogami opartymi o stół. Tuż obok niej siedział Krystian, pijący powoli swoją kawę z mlekiem.