Milla wciąż ściskała pasek Diaza; usłyszawszy te słowa,

89 - No dobrze. To do usłyszenia, skontaktuję się z tobą, jak wrócisz. - Na razie. I wielkie dzięki. Och... - przypomniała sobie coś nagle. - Dowiedziałeś się może, jak Diaz ma na imię? Ten morderca. Byłoby nam łatwiej odsiewać te plotki, które odnoszą się do niego. - Niestety nie. Nie znam jego imienia - odparł True, ale krótkie, trwające może ułamek sekundy wahanie dało Milli do myślenia. Znów wiedział więcej, niż chciał ujawnić. Nie naciskała. I tak bardzo jej pomógł. Podziękowała mu raz jeszcze, pożegnała się i zaczęła szykować do drogi. Miała jeszcze pranie do zrobienia, rachunki do popłacenia, trochę sprzątania. Oprócz prania najbardziej uciążliwe zdawało jej się zawsze odkurzanie. Ale lubiła mieszkać w czystym i pachnącym domu, więc zmuszała się do sprzątania. Co tydzień stawiała w każdym pokoju świeże aromatyczne potpourri, dzięki temu codziennie witał ją w mieszkaniu orzeźwiający wspaniały zapach. Często był to jedyny przyjemny akcent w całym dniu. O dziewiątej trzydzieści ostatnia wyprana partia ciuchów była http://www.bioharmony.pl - Nie udało ci się - roztarła sobie łzy po policzkach. - Kobieta miała kopie dokumentów. Mam wszystkie potrzebne dane, zamierzam odnaleźć syna i wiem, że mi się to uda. A ty... wynoś się z mojego domu. Nie chcę cię więcej widzieć. Diaz pozostał Diazem. Nie spierał się. Nawet nie wzruszył ramionami, bezgłośnie mówiąc „jeżeli tego właśnie chcesz". Po prostu wyszedł. Słyszała, jak otwierają się drzwi garażu, jak startuje silnik półciężarówki. Odjechał. Tak po prostu. Milla usiadła przy stole, złożyła głowę na rękach i zapłakała gorzko. an43 382

drzwi kabiny i weszła do środka. - To chyba moje - powiedziała, zatrzymując jego poruszającą się dłoń i zastępując ją własną. Spojrzał na nią. Prawie cofnęła się, widząc zdecydowanie i dzikość w jego oczach. - Nie rób tego - wychrypiał - chyba że masz poważne zamiary Sprawdź kilkuset rocznie. A w hrabstwie, w którym leżało duże miasto z dynamicznie zmieniającą się populacją, taka fluktuacja byłaby zgoła niemożliwa do wychwycenia. Z drugiej strony, duże miasta miały systemy komputerowe w ratuszach już dziesięć lat wcześniej. Bardziej prawdopodobne zdawało się więc małe wiejskie hrabstwo, którego nie stać było na komputery do prowadzenia ksiąg, gdzie wszystko robiło się na papierze. Powtórzyła to wszystko Diazowi, a on kiwnął głową. - Czego byś szukała? - Aktów urodzenia wydawanych po kilka naraz. Ile dzieci może przyjść na świat w małym hrabstwie w ciągu dnia czy tygodnia? A niechby i miesiąca? Jeżeli w którymś miesiącu zarejestrowano liczbę urodzeń większą od przeciętnej, sprawdziłabym to. Diaz milczał, myśląc nad jej słowami.