- Możesz mnie oskarżać, o co tylko zechcesz, Lorenzo, ale nie zdołasz niczego udowodnić - odpowiedziała drwiąco.

obecność w tej części domu, do której służba nie ma wstępu. — Oczywiście, że to zrobię — obiecała lady Rothley. — Kiedy będziesz wybierać dla mnie obraz, o którym mogłabym rozmawiać, błagam cię, na litość boską, znajdź 48 jakiegoś malarza o łatwym nazwisku. Wiesz przecież, jak oni wszyscy mi się plączą! — Znajdę, nie martw się — zapewniła Tempera. Trzymając w dłoniach białe rękawiczki, torebkę, parasolkę i chusteczkę, którą dała jej Tempera, lady Rothley w pogodnym nastroju zeszła po schodach. Tempera uporządkowała porozrzucane rzeczy, ułożyła na toaletce srebrne szczotki i grzebienie, a potem podeszła do okna. Patrząc na port Villefranche ciągnący się po prawej stronie, żałowała, że nie może być teraz z tymi, którzy wyruszają do Monte Carlo. Uwielbiała morze. Była pewna, że w przeciwieństwie do lady Rothley byłaby dobrym żeglarzem. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek będzie miała http://www.blatygranitowe.net.pl/media/ Dreszcz podniecenia zatarł złość. Czy po to właśnie przyszła do niego? Lorenzo obserwował, jak zmienia się wyraz jej twarzy. - Wcale nie - zaprotestowała poniewczasie. - Po prostu bałam się o pierścionek. - Czy słyszał niepewność w jej głosie? Czy wiedział, że sama nie wierzy w swoje słowa? Nie zdołała się opanować i wyciągnęła rękę, by dotknąć jego piersi. Lorenzo musiał czytać w jej myślach, bo czy inaczej pozwoliłby jej zagubić się we własnym pragnieniu? Czy odpowiedziałby pieszczotą równie namiętną? Jodie czuła się silna i kobieca jak nigdy. Pochyliła głowę, by..: - Nie! - Szorstkość jego odmowy zaszokowała ją. W jej oczach odbiło się zmieszanie i rozczarowanie. - Dlaczego nie? - zaprotestowała. Lorenzo wiedział, że jeżeli dopuści do jeszcze bardziej intymnych pieszczot, nie zdoła nad sobą zapanować. - Nie możemy. Nie mam prezerwatyw, a nie zamierzam wpaść w pułapkę ojcostwa - wyjaśnił szorstko. - Nie lepiej było pomyśleć o tym wcześniej? - zapytała Jodie, zsuwając się z łóżka i ubierając w niezdarnym pośpiechu. Nie mogła pozwolić, by się zorientował, że to odrzucenie boleśnie przypomniało jej postępowanie Johna. Nie chciała też pokazać, jak głęboko zranił ją i zawstydził. Jak bardzo naiwna była jej wiara, że może o czymkolwiek decydować. Spiesząc do bezpiecznej przystani swojej sypialni, uświadomiła sobie z goryczą, że w tym związku wszelkie decyzje leżą poza jej zasięgiem.

Edward wcześniej uprzedził, że będzie zajęty, więc z pewnością tu nie przyjdzie. Towarzyszyły jej tylko myśli o nim, które wkrótce zabarwiły jej policzki szkarłatnym rumieńcem. Edward odsunął krzesło i wstał od biurka. Właśnie otrzymał wiadomość od szefa policji, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, a wszyscy winni siedzą w areszcie. Szef policji sugerował jednak, by Edward pozostał w Mjenat aż do wydania oficjalnego komunikatu o możliwości bezpiecznego powrotu do Zuranu. Szybkość i sprawność działania szefa policji i jego ludzi była godna uznania. Edward spojrzał na zegarek. Powinien podzielić się dobrymi wiadomościami z Bellą. Wiedział, że się ucieszy ze skrócenia pobytu w willi. On sam zresztą też był z tego zadowolony. Czemu więc perspektywa rychłego wyjazdu napełniła jego serce uczuciem bardziej podobnym do smutku niż ulgi? Wzruszył ramionami i podążył ku apartamentom zarezerwowanym dla kobiet. Salon był pusty, ale drzwi do ogrodu otwarte. Edward ruszył w tamtą stronę i wyszedł na wykładany płytkami taras. W ogrodzie panowała cisza, było słychać tylko śpiew ptaków. Nagle do jego uszu dobiegł cichy plusk. Edward wszedł do ogrodu i znieruchomiał na chwilę, nasłuchując, zanim ruszył miękko i bezgłośnie jak wielki kot w kierunku, z którego dobiegał plusk. Bella półleżała, półsiedziała w ciepłej wodzie. Miała zamknięte oczy, włosy związane na czubku głowy, kilka luźnych kosmyków Sprawdź czarująco. Wystarczyło jednak, że znalazły się z Matthew sam na sam, by zaczynały ziać wrogością. Nie robiły już złośliwych kawałów, gdyż nie miały takiej potrzeby. Nadal jednak pozostawały w stanie wojny z ojczymem, ten zaś coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że jest to wojna wyniszczająca, w której dwie pannice o gładkich buziach i niewinnych oczach dążą za wszelką cenę do jego ostatecznej zguby. 88 Posługiwały się zaskakująco dorosłą taktyką, obmyślaną z wyjątkową przebiegłością, chociaż pod innymi względami przypominała broń małych dzieci. Zupełnie jak roczny bobas, który przy jednej osobie je z apetytem, a przy innej pluje, Flic i Imogen siedziały obok Matthew przy obiedzie, gawędząc miło, jak dobrze