zapomniał już o oszałamiającej urodzie tego stanu. Dolinę otaczały wysokie góry o

od Quincy'ego. W końcu podniosła słuchawkę. Nie oddzwonił. Rainie miała dość. Pojechała na lotnisko, pokazała bilet, którego ważność kończyła się za dwa dni, powiedziała, że ma pilną sprawę rodzinną i wsiadła do samolotu. Po ośmiu godzinach zapukała do drzwi Quincy'ego. Otworzył. Wyglądał na spiętego, potem na zszokowanego, wreszcie na wdzięcznego. Napadła na niego, zanim jeszcze zdążyli dojść do łóżka. Stwierdziła, że robi się całkiem niezła w sprawach seksu. Później pojechali na cmentarz Arlington i usiedli obok siebie przy grobach Mandy i Bethie. Nie rozmawiali. Nic nie robili. Siedzieli, dopóki słońce nie zeszło nisko nad horyzont. W drodze powrotnej do samochodu Quincy trzymał ją za rękę. Zabawne, miała trzydzieści dwa lata, a nigdy dotąd z nikim nie chodziła za rękę. Potem on otworzył jej drzwi, ale zanim zdążył wsiąść, ona poczuła dziwny ból w piersi. Znów chciała go dotykać. Znów chciała go mieć w sobie, oplatać go nogami i przytulać. Ale kiedy dojechali do domu, po prostu położyła zmęczonego Quincy'ego do łóżka. Długo nie mogła zasnąć. Głaskała zmarszczki na jego twarzy, te, które nie znikały nawet wtedy, kiedy spał. Dotykała jego siwych włosów i blizn na piersi. W końcu zrozumiała. Wszystko. Cały ogrom. Dlaczego ludzie się szukali i zakładali rodziny. Dlaczego słoniątko brnęło z uporem przez pustynię. Dlaczego ludzie kłócili się i śmiali, wściekali się i kochali. Dlaczego http://www.blatygranitowe.org.pl - Kimberly! - Rainie wrzasnęła drugi raz. - Pistolet! - Musiały odzyskać broń. Prędko! 248 Jej glock leżał pod stolikiem. Rainie padła na czworaka. Andrews zobaczył to i powstrzymał ją kopniakiem w szczękę. Kość trzasnęła i pękła. Rainie ujrzała gwiazdy i upadła na plecy. Zobaczyła tylko zamazaną postać Kimberly, jak rzuciła się po pistolet Andrewsa. On też ją zobaczył. Miał krzesło. Podniósł je nad głowę i ruszył na Kimberly. Kiedy opadło, Kimberly wydała dźwięk, jakiego Rainie nigdy nie słyszała. Andrews uśmiechnął się triumfalnie. Potem cisnął krzesło i schylił się po swoją broń. Pistolet kaliber 9 mm leżał bardzo blisko Kimberly. Tak blisko... Ostatnia szansa. Rainie zaczęła się gwałtownie rozglądać. Glock leżał przy mosiężnej nodze stołu. Rusz się, Rainie. Śmierć nie jest lepsza niż życie.

wyglądał statecznie, był przystojny i robił wrażenie opanowanego. Bethie zerknęła na niego i pożałowała, że nie włożyła małej czarnej. Ten mężczyzna nie powinien umawiać się z jakąś matką w średnim wieku. Mężczyzna taki jak on powinien raczej umawiać się z żującą gumę młodą blondyną. Wysiadła z taksówki, podświadomie gładząc spódnicę godną matrony. Tristan odwrócił się, zauważył ją i zawołał: Sprawdź Będzie musiała pojechać do Portland i patrzeć, jak patolog kroi ciała dwóch dziewczynek. Myśl o tym dręczyła ją. Rainie nie chciała znowu oglądać Sally i Alice. Nie teraz, kiedy zna ich imiona, ich rodziny i wie, że te małe od najmłodszych lat były najlepszymi przyjaciółkami. Nie chciała myśleć o ich ostatnim spacerze szkolnym korytarzem ani o cmentarnej działce, która pomieści dwie bliźniacze trumny. Zeszłej nocy po raz pierwszy od pięciu lat przyśniła jej się śmierć matki. Krew i mózg na ścianach. Zapach, ohydny smród posoki i świeżego prochu. Bezgłowe ciało na podłodze. Wyglądało tak dziwnie i obco, że Rainie nie poznałaby kto to, gdyby nie butelka whisky w zaciśniętej martwej dłoni. I gdy stała tam, przerażona siedemnastolatka, a rozbryźnięte na suficie szczątki mózgu skapywały jej na włosy, z kuchni wyszedł Danny O’Grady i spokojnie podał Rainie ciepłą jeszcze broń. – Zrobiłem tylko to, co chciałaś – powiedział i wyszedł frontowymi drzwiami.