Nigdy mu tego nie powie, ale ma piękny uśmiech. Gdy

kiedy... Izabela zrobiła krok do przodu. - Kiedy znaleźliśmy Karo - dokończyła. - Próbowałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte na klucz. - A potem ja ją znalazłam - wtrąciła Chloe. - W ogrodzie. Matthew przypomniał sobie, że coś podobnego powiedziała już przedtem, gdy wrócił do domu po podróży. Teraz powtórzyła to takim tonem, jakby odnalezienie matki poczytywała sobie za zasługę. Tak samo mówiła też o tym, że krzyczała. Zamknął oczy, pragnąc wymazać obraz, który mu się nasuwał, i nagle całkiem irracjonalnie przyszła mu na myśl Zuzanna. Ciekawe, czy ktoś ją zawiadomił... Otworzył oczy. - Dlaczego Karo zamknęła się od wewnątrz? Nigdy tego nie robiła. - Rozejrzał się, jakby chciał, żeby ktoś go poprawił. - Prawda? - Nic mi o tym nie wiadomo - oświadczyła Sylwia. - Pańska żona miała klucz w kieszeni - wyjaśnił detektyw. - Znalazł go sanitariusz. Kiedy pan będzie gotowy? Matthew podniósł się wolno, czując falę mdłości. - Już jestem. http://www.bolglowy.com.pl wypadkowym. 357 Wcześniej jeden ze strażaków wychwala! go za dzielność, ale z kolei ktoś inny nawymyślał mu od cholernych idiotów. Matthew przyznał mu rację: rzeczywiście w tym akurat jest prawdziwym asem - a wtedy rozmówca spojrzał na niego jak na skończonego świra. - Potrzebuję jakiegoś cichego kącika - zwrócił się do jednej z pielęgniarek. - Jak my wszyscy, czyż nie? - odrzekła z uśmiechem. Przekonał ją jednak, że mówi na serio. Jedna z jego pasierbic musi pilnie porozmawiać z nim sam na sam, dziewczyna niedawno straciła matkę. Potrzeba im naprawdę na krótko byle jakiego pomieszczenia, choćby schowka na szczotki.

Martwiłam się już od pewnego czasu. - Chcesz chyba powiedzieć, że węszyłaś od pewnego czasu. - Ty także się martwiłaś. - Zuzanna zignorowała zniewagę. - Wszystko rozszyfrowałaś, co? Cwana jesteś, Zuzanno. - Niespecjalnie. - Chyba masz rację. Bo nie trzeba być szczególnie sprytną, aby Sprawdź paranoi. Owszem, Bianco go nie lubi, ale nic nie świadczy o tym, że szef lubi któregokolwiek z młodszych architektów. Prawdopodobnie jest po prostu chłodny z natury i każdy przejaw uprzejmości w pracy uważa za stratę czasu. Na stację wtoczył się pociąg w kierunku Edgware. Matthew wszedł do wagonu i znalazł siedzące miejsce. Problem w tym, rozmyślał, że jakoś nic nie sprzyja jego zadomowieniu się w Londynie: ani opryskliwość Bianca, ani fakt, że wrobiono go z łapanki w nudny projekt kompleksu handlowego w Clapham (zapewne kara za kosmiczną szybkość przeniesienia), ani koledzy - o wiele mniej życzliwi niż ci w Berlinie i Nowym Jorku. W końcu kiedy pociąg, dudniąc, mknął przez tunel, Matthew doszedł do wniosku, że brak serdeczności ze strony biurowych kolegów to po