incydent otwierał stare rany. Przejrzał ten artykuł. Otwarte rany, krwawiące serca. Boże,

- Podkochujesz się w federalnym? - Luke... Uśmiechał się, a ona jeszcze bardziej się zdenerwowała. W końcu jednak powiedział szczerze i łagodnie: - Przyznaj, że ty i Quincy pasowaliście do siebie. Sprawa jest poważna. Możesz do końca życia nie znaleźć kogoś takiego. Ja tego doświadczyłem. - Akurat! - odpowiedziała. - Zrobiła nachmurzoną minę, ale Luke nie dał się nabrać. Zobaczył w jej szarych oczach wdzięczność, a może ulgę. Ktoś inny pomyślał, że jej i Quincy'emu mogło się ułożyć. Ktoś pomyślał, że taka sobie dziewczyna z małego miasta była godna agenta federalnego. Byłaś za dobra jak na to miasto - chciał powiedzieć. - Byłaś zbyt mądra, żeby resztę życia spędzić na patrolowaniu ulic i kontrolowaniu piątkowych meczów. Jasna cholera, jaki ja jestem z ciebie dumny! Ale nie wymówił tych słów. Wiedział, że ona nie potrafiłaby ich przyjąć. Kelnerka przyniosła dwie cole. Luke wziął swoją z uśmiechem. Rainie postawiła swoją na stole i, nieobecna, zaczęła obracać ją w dłoniach. - To jest chore - mruknęła. - Luke, tam ktoś jest. Nie znamy jego nazwiska. Nie mamy rysopisu. Nie mamy nawet pojęcia, jaki związek może mieć z Quincym. Wiemy tylko, że jest bardzo inteligentny i że postępuje bardzo metodycznie. Poza tym ma zdecydowaną przewagę. http://www.centrum-stylu.pl Kelnerka przyniosła dwie cole. Luke wziął swoją z uśmiechem. Rainie postawiła swoją na stole i, nieobecna, zaczęła obracać ją w dłoniach. - To jest chore - mruknęła. - Luke, tam ktoś jest. Nie znamy jego nazwiska. Nie mamy rysopisu. Nie mamy nawet pojęcia, jaki związek może mieć z Quincym. Wiemy tylko, że jest bardzo inteligentny i że postępuje bardzo metodycznie. Poza tym ma zdecydowaną przewagę. - Plan ataku? - spytał cicho Luke. - Można to tak nazwać. W ramach planu wycofania się przyjechaliśmy tu z pozostałą przy życiu córką Quincy'ego, Kimberly. Ten człowiek zbyt wiele wie na temat ich życia na wschodnim wybrzeżu. - Potrzebujecie wsparcia? Rainie pokręciła głową i przeczesała dłonią krótkie włosy. - Trudno to wyjaśnić. Ten człowiek... jego system działania. On nie

lub Beth. Nigdy ci o tym nie mówiłam. Ile znasz kobiet o imieniu Elizabeth, do których mówi się Bethie? Krew odpłynęła z jego twarzy. Zrobił wielkie oczy i przez moment wy¬ dawał się taki przerażony, że pożałowała tego, co powiedziała. Oboje jedno¬ cześnie skierowali spojrzenia na jego bok, gdzie pod osłoną koszuli znajd¬ wała się całkiem świeża, nie do końca zagojona blizna. Sprawdź całkiem zadowolony z życia. Zanim nadeszło wezwanie, sterczał przy kontuarze, próbując oczarować długonogą, jasnowłosą kelnerkę o imieniu Cindy. Prężył pierś, przybrawszy nonszalancką pozę z nogą lekko ugiętą w kolanie i dłonią od niechcenia wspartą na kaburze. Cindy, nieczuła na jego wdzięki, serwowała domowe ciasto z jagodami sześciu farmerom na raz. Ktoś burknął coś o żółtodziobie plączącym się pod nogami. Chuckie uśmiechnął się jeszcze szerzej. Przy stoliku za plecami Rainie dwaj emerytowani hodowcy krów, Doug Atkens i Frank Winslow, zaczęli robić zakłady. – Dziesięć dolców, że mu ulegnie – powiedział Doug, uderzając zmiętym banknotem o plastikowy blat. – Dwadzieścia, że wyleje donżuanowi na łeb szklankę wody z lodem – przebił Frank, sięgając po portfel. – Wiem z pewnego źródła, że Cindy wolałaby dobry napiwek niż serce Clarka Gable’a.