Zrobił krok w jej stronę, ale się cofnęła. Zrozumiał, że w ten sposób nic nie wskóra. W każdym razie nie dzisiaj. - Żaden z tych powodów się nie liczy. - Więc mnie oświeć, proszę. Dzięki Bogu, że jeszcze nie wytrzeźwiał po balu. W przeciwnym razie nie zdobyłby się na wyznanie. - Pragnę, żebyś została moją żoną, bo cię kocham, Alexandro. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, a w jej turkusowych oczach podejrzliwość mieszała się z zaskoczeniem i gniewem. - Twoje „kocham” to po prostu kolejne słowo pomagające ci w manipulowaniu ludźmi. Ty nie wierzysz w miłość, Lucienie. Sam mi to powiedziałeś. - Byłem idiotą. - Nadal nim jesteś. Otwórz drzwi i wypuść mnie. - Nie. Tutaj jesteś bezpieczna, a ja cię przekonam, że mówię szczerze. Fiona i Rose myślą, że pojechałaś do Akademii Panny Grenville. Twoja przyjaciółka lady Victoria również. Usiadła na brzegu łóżka. - Jak zamierzasz mnie przekonać? - Usunę wszelkie przeszkody, którymi się zasłaniasz. Wzruszyła ramionami. http://www.centrumpsychologiipodrozy.pl Raptem Szekspir skoczył ku drzwiom, nastawiając uszy. Chwilę później rozległo się pukanie. - Panno Gallant? Wstała z łóżka i odsunęła zasuwkę. - Panna Delacroix - powiedziała zaskoczona. - Proszę wejść. - Czy mogłaby pani przyjść na chwilę do mojej sypialni? - Już pora przebierać się do kolacji. - Tak, wiem. Właśnie w tej sprawie chcę panią prosić o pomoc. Zaintrygowana Alexandra skinęła głową i wyszła na korytarz. - Oczywiście. - Widzi pani - ciągnęła Rose ściszonym głosem - mama radzi, żebym włożyła żółtą suknię, bo ten kolor pasuje do moich oczu, ale zdaje się, że kuzyn Lucien nie lubi tafty. W pokoju dziewczyny stały dwie ogromne szafy i toaletka z dwoma dużymi lustrami.
pożegnali się z paroma osobami, po czym wyszli pospiesznie z domu i wsadzili zdziwioną kobietę do czekającego powozu. - Doskonale się pani spisała, panno Gallant - stwierdził Lucien, gdy karoca ruszyła podjazdem. - Dziękuję... - Co to ma znaczyć? - zaskrzeczała ciotka Fiona. - Czuję się, jakby mnie porwano! Sprawdź - Och, to proste - powiedziała guwernantka niedbałym tonem, choć była zaniepokojona. Na razie ćwiczyły rozmowy przy stole, innych kwestii jeszcze nawet nie poruszyły. Alexandra doskonale zdawała sobie sprawę, że przyjęcie u Howardów będzie sprawdzianem umiejętności Rose i jej własnych. Szczególnie przed jednym człowiekiem pragnęła się wykazać. - Wybierz sobie pięć czynności, a później powtarzaj je w kółko. - Co? Nie rozumiem. - Pozwól, że ci zademonstruję. - Usiadła prosto i pociągnęła łyk wina z kieliszka. - O, tak, lordzie Watley. Wiem doskonale, co pan ma na myśli. - Wytarła serwetką kącik ust. - Naprawdę fascynujące. - Odłożyła serwetkę na kolana, poprawiła ją. - Cóż za odwaga. - Wzięła do ust kawałek wyimaginowanego dania, przeżuła go, połknęła. - Och, jestem pod wrażeniem. - Zgarnęła na brzeg talerza kilka nie istniejących plasterków ziemniaka. -