studolarowych. - Wez to, kup sobie cos ładnego i nigdy,

Co? - Detektyw Paterno próbuje tylko ustalic, co sie własciwie stało. To był wypadek, kochanie. Nikt nie został zamordowany. Twojej mamie nic nie grozi. Wyzdrowieje i wróci do domu, a wtedy policja poprosi ja, ¿eby powiedziała, co sie wydarzyło. Przypuszczam, ¿e na tym cała sprawa sie skonczy. 42 - Jesli to nic wielkiego, to po co chcesz tu sprowadzic wuja Nicka? - Bo ju¿ czas, ¿eby Nick wrócił, jasne? - rzucił Alex niecierpliwie, ale szybko sie opanował. - No, masz tu... - Rozległ sie brzek monet czy kluczy. - Idz na dół i przynies dla mnie i dla babci wode mineralna, Sprite'a czy co tam maja. Dla siebie te¿ cos wez. Brzek drobnych. Marla spodziewała sie, ¿e usłyszy dalszy ciag dyskusji, ale nic takiego nie nastapiło. Cissy, mruczac cos pod nosem, oddaliła sie w strone drzwi. Jej kroki cichły, w miare jak ból w głowie w Marli zaczał sie znowu nasilac. http://www.csf.net.pl/media/ - Naprawde? - ucieszyła sie Marla. To ju¿ cos. Niewiele, ale zawsze cos, co mo¿e jej pomóc odzyskac własna przeszłosc. - Wszystkie albumy ze zdjeciami sa w bibliotece. - Mo¿e powinnam je przejrzec. Aha, i jeszcze jedno... wiem, ¿e to zabrzmi dosc dziwnie, ale czy mogłabys oprowadzic mnie po domu? - Oczywiscie. A co z kolacja? - Ju¿ czas na kolacje? - Marla spojrzała w okienko w dachu i zobaczyła, ¿e niebo ju¿ ciemnieje. - Nie, kolacji nigdy nie podajemy przed ósma. Ale pani Eugenia lubi, ¿eby wszystko było porzadnie przygotowane. - Wierze- odparła Marla, myslac o swojej nieskazitelnej,

fotelu i cicho nucac, zaczeła karmic Jamesa. Mały ssał chciwie, przerywajac tylko, by na nia spojrzec. - Wiem, wiem, patrzysz na mnie i masz nadzieje, ¿e zostałes adoptowany, co? - Mrugneła do niego. Kiedy skonczył, odstawiła prawie pusta butelke na stolik, podniosła małego i uło¿yła go sobie na piersi, czekajac, a¿ mu sie odbije. Sprawdź Marią, córką dozorcy, albo ostrzeżono, że Ruby Dee to „niegrzeczna dziewczynka”, albo kiedy dowiedziała się, że jej klacz Appaloosa jest warta więcej, niż zarabia Nevada Smith przez cały rok pracy po godzinach na ranczu bydła jej ojca, trzynaście kilometrów na północ od miasta. Nic dziwnego, że stamtąd uciekła. Teraz zahamowała przy garażu, wsunęła szpilki, zgasiła silnik i wrzuciła kluczyki do neseseru. Mrucząc po cichu: „Daj mi siłę”, do niewiadome kogo, wygramoliła się z samochodu i, nie bacząc na to, że bluzka przylepia jej się do pleców, pomaszerowała chodnikiem do domu. Nawet nie podniosła mosiężnej kołatki z dumnie wygrawerowanym nazwiskiem Cole. Przypomniała sobie obrzydliwą parodię rymo-  bad luck (ang.) - pech (przyp. tłum.). 7 wanki, którą usłyszała w szkole podstawowej: Stary sędzia Cole Okropną starą duszę miał, Wredny był z niego wał.