lotu samolotem. Można na jeden dzień pojechać na zachodnie wybrzeże,

- Nie jestem sama - odparła automatycznie, ponieważ biuro nigdy nie wysyła do akcji pojedynczych agentów. - Jest tu agent specjalny Montgomery... Quincy tylko popatrzył na nią. Potem rozejrzał się po pustych pokojach. - Montgomery jest zajęty - dodała, chcąc się wytłumaczyć. - Dlaczego zajmuje się tą sprawą? Nie wygląda na kawalerzystę. - Poprosił o przydział. Jesteś jednym z nas. Musimy rozwikłać tę sprawę ze względu na bezpieczeństwo nas wszystkich. Quincy znów na nią spojrzał. Teraz zaczynała rozumieć jego reputację. Bezpośrednie, przeszywające, twarde spojrzenie. Nie wytrzymała i odwróciła wzrok. - Montgomery... On pracował przy sprawie Sancheza. Na początku. - Nie musiała dalej wyjaśniać. Każdy wiedział, że piętnaście lat temu pierwszy agent sknocił sprawę Sancheza. Upierał się, żeby szukać jednego charyzmatycznego psychopaty w rodzaju Teda Bundy'ego, chociaż policja miała już dowody potwierdzające fakt, że w sprawę wplątani byli co najmniej dwaj zabójcy. Ponadto z powodu śladów cementu policja w Los Angeles chciała sprawdzić pracowników fizycznych, a nie miejscowe szkoły prawnicze. Ostatecznie policja się postawiła, Montgomery został odsunięty od sprawy. Na jego miejsce przybył Quincy. Reszta była już tylko historią działania policji. http://www.dentysta-krakow.edu.pl Zbyt późno zrozumiała swój błąd. Gdyby rzeczywiście wiercił, usłyszałyby hałas. Zatem musiał przygotować się wcześniej. A wyglądanie przez szparę pod drzwiami nigdy nie daje pewności. Wystarczyło, że intruz odsunął się o krok w bok. Rainie opadła na kolana. Niestety, Kimberly zdążyła już otworzyć drzwi. Jego pistolet wycelowany był prosto w jej pierś. - Carl Mitz - warknęła Rainie. - O Boże! Doktor Andrews! -jęknęła drżącym głosem Kimberly. - Poproszę pistolety - zażądał doktor Andrews, wchodząc do pokoju i kopnięciem zamykając za sobą drzwi. Ubrany był całkiem zwyczajnie, w spodnie khaki i koszulę z białym kołnierzykiem. Wyglądał jak przeciętny przechodzień na ulicy, z wyjątkiem tego, że poza dużą czarną torbą zawieszoną na lewym ramieniu trzymał w dłoni pistolet kaliber 9 mm. W tym

Boże, zlituj się, bo nie mogę! - Mój ojciec nie żyje - powtórzył bardziej zdecydowanym tonem. - Znaleźliśmy jego ciało. - Niemożliwe! - Chcesz go obejrzeć w kostnicy? 240 - Nie mógł tak szybko wypłynąć! Obciążyliśmy go dużym ciężarem! - Sprawdź Rainie obudziła się. W jej uszach pobrzmiewały jeszcze krzyki słoniąt¬ ka. Twarz miała całą we łzach. Niepewnie wstała z łóżka. Poszła do kuchni. Tam nalała sobie wody do szklanki i wypiła kilka dużych łyków. W mieszkaniu panowała cisza. Trzecia nad ranem, cisza, ciemność, pustka. Jej dłonie drżały. Jej własne ciało wydało jej się obce. Pomyślała, że chciałaby... Chciała, żeby Quincy był przy niej. 3 South Street, Filadelfia Elizabeth Ann Quincy ładnie się starzała. Wychowywano ją w przekonaniu, że kobieta powinna o siebie dbać. Wyskubane brwi, ułożone włosy, nawilżona skóra twarzy. Poza tym zęby dwa razy dziennie czyszczone nitką. Nic bardziej nie postarza kobiety niż