drogi czytelniku, jedną z najmężniejszych

car i Francuzi. Ale coś mu mówi, że te ciosy nie tworzą przypadkowego splotu nieszczęść. To wygląda raczej na jakiś szyfr, którego nie rozumie pewnie sam Podhorecki. 65/86 A jeśli on go nie rozumie, to kto? Bóg? Diabeł? Papież? Może Rothschild? – A jeśli on kłamie? – rzuca Lang. – Jeśli tylko udaje, że nie zna ani ofiary, ani mordercy? – Może i kłamie, ale jak się o tym przekonać, panie komisarzu? – Bergson robi minę bezradnego dziecka. – To akurat będzie proste – odpowiada Lang, odsuwając od siebie pusty talerz. 2 jula 1845, dwudziesta druga czternaście Rue Ponthieu niczym się nie wyróżnia spośród ulic wokół Champs-Elysées. A dom przy Ponthieu 30 niczym się nie wyróżnia spośród sąsiadów. Szary, ciężki i pospolity. Tylko na wysokości wzroku przechodniów http://www.dentystawroclaw.net.pl/media/ widział, tylko do przewielebnego Mitrofaniusza. Czyli gdyby wyobrazić sobie, że duchowym ojcem Mordki Berdyczowskiego zostałby nie prawosławny archijerej, tylko jakiś przemądry szejk czy bonza buddyjski, to radca kolegialny chodziłby teraz w turbanie albo w słomianym stożkowatym kapeluszu. Tylko że w takim razie, panie szanowny, nie zrobiłby pan w cesarstwie rosyjskim żadnej kariery – jeszcze bardziej dopiekł sobie pan Matwiej, pogrążywszy się w zupełnym samoponiżeniu. A zrobiło mu się całkiem źle, bo do samotności doczesnej – przejściowej i rozciągającej się tylko na wyspę Kanaan – doszła jeszcze samotność metafizyczna. Wybacz, Boże, małą wiarę i wątpliwości – modlił się przestraszony podprokurator i kręcąc głową, rozglądał się, czy nie ma gdzieś w pobliżu świątyni, by czym prędzej pokajać się przed obrazem Zbawiciela. Jak mogło nie być – Nowy Ararat to przecież nie jakiś tam Petersburg. Tuż obok, o dwadzieścia kroków, wznosiła się cerkiewka, a jeszcze bliżej, właściwie wprost przed nosem

początku zdziwił brak jakichkolwiek płotów i bram. Dróżka, wyłożona przyjemną dla oka żółtą cegłą, wiła się wśród łączek i zagajników, gdzie w pewnej odległości od siebie stały domki najrozmaitszej konstrukcji: murowane, z bierwion, z desek; czarne, białe i kolorowe; ze szklanymi ścianami i w ogóle pozbawione okien; z wieżyczkami i mahometańskimi płaskimi dachami – jednym słowem, diabli wiedzą co. Ta dziwaczna osada przypominała trochę obrazek z książki Miasteczko w tabakierce, którą maleńki Feluś bardzo lubił w Sprawdź Zapadła cisza. Quincy wciąż stał przy łóżku, myśląc o Rainie Conner i wszystkim, co mogło się wydarzyć przed czternastoma laty. Myślał o strzelbach, o Dannym O’Grady i o własnej córce, którą kochał całym sercem. Świat potrzebuje więcej dobroci, więcej wiary. – Izolacja nie jest ochroną – szepnął. Ale czy on sam nie zrozumiał tego za późno? Posesja Connerów pogrążona była w ciemnościach. Rainie zawsze zapominała zostawić światło na zewnątrz, więc teraz jej dom był prawie niewidoczny wśród drzew. Zaparkowała na piaszczystym podjeździe i na oślep trafiła kluczem w zamek. Weszła do środka. Nikt jej nie witał. Tak urządziła sobie życie, ale tym razem pustka tylko pogłębiła jej przygnębienie. Obeszła cały dom, zajrzała do obu sypialń, zapaliła lampy. Przestrzeń wciąż wydawała jej się przytłaczająca. Nie mogła wyrzucić z pamięci słów Quincy’ego. Wciąż czuła na skórze zapach jego wody kolońskiej.