ostrymi zakretami. Wyte¿ył słuch. Z oddali dobiegł go pisk

Pietro wy¿ej zaskrzypiały jakies drzwi, a po chwili zamkneły z cichym trzaskiem. Nick znieruchomiał. Marla w ułamku sekundy odzyskała rozsadek. Co te¿, na litosc boska, ona wyprawia? Nick wypuscił ja z objec gwałtownie, jakby sie oparzył. Szlafrok i pid¿ama zsuneły sie na podłoge. Chwyciła je szybko i narzuciła na siebie. - Cholera - wyszeptał Nick, odsuwajac sie od niej na bezpieczna odległosc. Rozległ sie pomruk uruchamianej windy. Marla wsuneła rece w rekawy pid¿amy i dr¿acymi palcami zaczeła zapinac guziki, po czym ciasno otuliła sie szlafrokiem. Jak zdoła to wyjasnic, te potargane włosy, wypieki na twarzy, pognieciony szlafrok i po¿adanie, które wyziera z jej oczu? Co ona sobie własciwie wyobra¿a? Jak mo¿e ulegac takim niebezpiecznym, zakazanym pokusom? Nick chwycił ja za ramie i pociagnał do wneki przy oknie. Spojrzał jej w oczy i w milczeniu poło¿ył palec na ustach. 282 http://www.dobra-ortopedia.edu.pl - I co tam znalazłes? - Niewiele. Ale nie rozumiem, dlaczego oba samochody przeleciały przez barierki po przeciwnych stronach szosy. Cie¿arówka prawdopodobnie z powodu swojego cie¿aru i predkosci. Była rozpedzona, w koncu jechała w dół... ale mercedes? Jak zdołał przerwac gruby, stalowy pas? - Dobre pytanie. 106 - Widziałem samochód - powiedział Nick. - Trafiłem na policjanta, który bardzo skwapliwie pozwolił mi go obejrzec. - Zacisnał usta, wspominajac zmia¿d¿ona karoserie, potłuczone szyby i krew na tapicerce. - To cud, ¿e wyszła z tego ¿ywa. - Marla zawsze była twarda. Wiesz o tym.

Nick spojrzał na zegarek. - A mo¿e zrobilibysmy sobie jeszcze jeden przystanek? - Gdzie? Nick posłał jej ten swój usmiech niegrzecznego chłopca. - Ju¿ czas, ¿ebys wróciła na łono koscioła. - W jego oczach zapaliły sie złosliwe iskierki. Skrecił w strone centrum Sprawdź nadje¿d¿ajace samochody. - Zajme sie tym. - Nie. Nie teraz. To zbyt ryzykowne. Ona zaczyna odzyskiwac pamiec. I bedziemy miec coraz mniej okazji. Wkrótce wszyscy zaczna cos podejrzewac, łacznie z policja. Usmiechnał sie, słyszac nutke paniki w głosie tego drania. - Zrobie to dzis w nocy - obiecał. - Zaraz sie tym zajme. - Nie... nie w domu. Wszyscy stali sie tam bardzo czujni. Opracuje pewien plan. Ale musimy zaczekac. - To tobie strasznie sie spieszy, ¿eby zobaczyc ja martwa. - A tobie nie? Poczuł, ¿e spociły mu sie dłonie. Scisnał palcami słuchawke telefonu. - Prawde mówiac, mnie sie nie spieszy. Wrecz