zwolniono z posady w Knight House młodszego kamerdynera, który czytał korespondencję,

policzku Becky. - Nie wiem, czy Alec by cię potem zechciał, ale obawiam się, że nie, bo między nami mówiąc, on jest dosyć płytki, nie sądzisz? Becky utkwiła w niej wzrok, lecz siedziała bez ruchu, nie próbując prosić o litość. Nagle za oknem rozległ się tętent kopyt. - Ach! - Eva pospiesznie zatkała buteleczkę korkiem. - Przyjechał! - zawołała. Potem spojrzała na nią mściwie. - No, teraz znalazłaś się w prawdziwych opałach! Gdy wybiegła, żeby powitać Kurkowa, Becky uniosła się na ławie, próbując przybrać taką pozycję, która pozwoliłaby jej znaleźć się twarzą w twarz z Michaiłem. Bolały ją ręce, wykręcone do tyłu i związane, nękało pragnienie. Cała pokryta była pyłem, wyczerpana i otępiała tak bardzo, że nawet nie miała siły zareagować na perfidię Evy Campion. Usłyszała głos Michaiła i z przerażeniem przypomniała sobie o jego groźbie. Drzwi otworzyły się raptownie i stanął w nich jej kuzyn - wysoki, bezwzględny, przerażający. Wzbudził w niej teraz taki sam strach, jak wtedy, gdy go widziała po raz ostatni. Poczuła, że dusi ją w gardle. Michaił przeszedł szybko przez izbę i spojrzał na nią tak, jakby była tylko rzeczą - chociaż zarazem rzeczą o pewnej konkretnej wartości. Zadrżała, gdy uniósł jej podbródek i zauważył ślad po uderzeniu szpicrutą. Spojrzał lodowatym wzrokiem na Evę. - Coś ty jej zrobiła?! Dreszcz przebiegł Becky po plecach, gdy wyczuła groźbę w jego głosie. Eva - na swoje nieszczęście - nie znała jeszcze gwałtownych zmian jego nastroju. http://www.dobrabudowa.edu.pl/media/ - To wbrew moim zasadom, ale skoro nalegasz... Bella z rezygnacją uniosła przykrywkę. Wnętrze wysłane było cieniutką, przyjemnie szeleszczącą bibułką. Odsunęła ją ostrożnie i... zaniemówiła z wrażenia. W środku leżała suknia balowa, połyskująca i lśniąca jak klejnot. Jedwab, z którego ją uszyto, miał głęboką, szlachetną barwę szmaragdu. W promieniach popołudniowego słońca skrzył się misterny haft z drobnych koralików. - Wyjmij ją - nalegała Alice, a widząc bezruch Belli, zniecierpliwiła się i zrobiła to za nią. Jedwab zaszumiał, westchnął, po czym miękko opadł na podłogę. Suknia miała elegancki, prosty krój, a jej największą ozdobą była góra z odkrytymi ramionami i bogato zdobioną, przylegającą do szyi stójką, która zastępowała naszyjnik. Dół przypominał odwrócony kielich kwiatu i spływał harmonijnie do samej ziemi. To była suknia - marzenie, stworzona, by błyszczeć w świetle świec lub księżyca. - Podoba ci się? - dopytywała się Alice. - Powiedz, że tak. Zamęczałam o nią krawcową przez cały miesiąc. - Jest przecudna. - Bella nieśmiało dotknęła brzegu spódnicy. - W życiu nie widziałam piękniejszej. Nie wiem, co powiedzieć... - Powiedz, że włożysz ją na nasz bal. - Uszczęśliwiona Alice pociągnęła ją do wysokiego lustra i przyłożyła suknię do jej ramion. - Ach, sama popatrz, jak ci w niej ślicznie. - Roześmiana, odsunęła się, zmuszając Bellę, by wzięła suknię do rąk. - Wiedziałam, że będzie ci dobrze w tym kolorze. Jak Bennett cię w niej zobaczy, całkiem straci głowę. - Ja naprawdę nie wiem, czy powinnam... - Ale ja wiem. Powinnaś! I zrobisz to, bo nie przyjmę odmowy. - To brzmi groźnie. - Bella próbowała się uśmiechnąć. Z całego serca pragnęła sprawić przyjemność nie tylko Alice, lecz również sobie. Jednak poczucie obowiązku było silniejsze niż próżność. Kreacja godna hollywoodzkiej gwiazdy nie pasuje do skromnej lady Isabell. - A;oce, zrobiłaś mi wspaniałą niespodziankę, ale ja... nie czułabym się dobrze w takiej sukni. To nie dla mnie. Nie umiałabym jej nosić. - Zaufaj mi, moja droga. Ja w tych sprawach rzadko się mylę. Nie zapominaj, że pół życia spędziłam w teatrze, więc wiem, kto się do czego nadaje. Jeśli naprawdę jesteś moją przyjaciółką, nie odmawiaj mi tej przyjemności.

Eton, kiedy stanowili nierozłączną czwórkę przyjaciół. Siódemką kier wziął jedenastą lewę. Szóstka przyniosła mu dwunastą. Serce Aleca biło jak oszalałe. Przy ostatnim wyjściu, od którego wszystko zależało, Drax zagrał damą pikową. Spojrzał na Aleca, kiedy rzucał ją na stół. Tallant zaklął, skontrował waletem pikowym. Sprawdź - Co o niej myślisz? - Dość atrakcyjna, w każdym razie bardziej niż na zdjęciu. I chłodna. Kiedy się witaliśmy, miała suchą rękę. - Dobrze. - W głosie mężczyzny zabrzmiała nutka zaciekawienia. - Dziesięć minut, James - przypomniał, po czym jednym ruchem rozerwał kopertę. Parę minut później Bella starannie obciągała sweter. Rewizja osobista nigdy nie jest przyjemna, ale nie poczuła się poniżona. Tak jak się spodziewała, Carmine zabrała jej nóż. James wziął pistolet. Została więc bez broni, z dala od lądu. Na szczęście został jej rozum i spryt. Kiedy przyszedł po nią James, była gotowa. - Przepraszam za kłopot, lady Isabell. - Nie ma o czym mówić, James. - Od razu zauważyła, że nie przyniósł jej torebki. Nie zapytała jednak, co się z nią stało. - Mam nadzieję, że nie będzie już niespodzianek. - Na pewno nie. A teraz proszę za mną. Jacht miał wielkość i wygląd luksusowego hoteliku. Gdy szli wąskim korytarzem, Bella na wszelki wypadek notowała w pamięci rozmieszczenie wyjść ewakuacyjnych. Wcześniej sprawdziła, czy osoba jej postury mogłaby w razie czego prześliznąć się przez okrągłe okienko kabiny. Zatrzymali się przed politurowanymi dębowymi drzwiami, do których James zapukał dwukrotnie. Nie czekając na zaproszenie, wprowadził ją do środka. Śmiało ruszyła przed siebie i nawet nie drgnęła, gdy za jej plecami szczęknął zamek. Gabinet był urządzony z ogromnym przepychem. Eleganckie, miejscami wręcz ekstrawaganckie wnętrze bezpośrednio nawiązywało do osiemnastowiecznej Francji. Na podłodze leżał gruby dywan w kolorze królewskiego błękitu, ściany wyłożone były boazerią lśniącą niczym lustro. Od bogactwa kryształów, złoceń, brokatów można było dostać zawrotu głowy. Podobnie jak od jaskrawych kolorów i ciężkiego, kwiatowego zapachu. Władca tego imperium siedział za masywnym biurkiem w stylu Ludwika XVI. Bella wiele razy wyobrażała go sobie jako wcielenie zła, wydawało więc jej się, że gdy go spotka, instynktownie wyczuje mroczną siłę, którą powinien emanować. Tymczasem nic podobnego się nie stało. Blaque był szczupłym, atrakcyjnym pięćdziesięcioletnim mężczyzną o twarzy i ruchach arystokraty. Gęste siwe włosy opadały mu na ramiona. Czarny strój podkreślał niezwykłą, można by rzec, poetycką bladość twarzy i głębię ciemnych oczu. Badał ją nimi uważnie, uśmiechając się przy tym pięknie wykrojonymi ustami. Wiele razy widziała go na zdjęciach, skrzętnie zbierała każdy strzęp informacji o nim. Zapoznała się ze wszystkim, co w ciągu dwudziestu lat zebrano na jego temat. Powinna więc go znać, a jednak czuła się zaskoczona. Teraz zrozumiała, dlaczego kobiety gotowe były dla niego umierać, a mężczyźni marzyli o tym, by posłać go na tamten świat.