zielonego el camino, na którego oknie znajdowała się kartka z napisem „Na sprzedaż”.

w stanie wyjsc tedy i zasunac za soba zasuwy. Cholera. Rozejrzała sie wokół i wytarła spocone dłonie o szlafrok. Co mo¿e zrobic? Czy mo¿e zaryzykowac, ¿e Alex nie pamieta o zasuwie? Nie. Wróciła do garderoby, szukajac tam jakiejs wneki czy niszy, w której mogłaby sie skryc i zaczekac, a¿ on pójdzie spac. Wtedy wyjdzie z jego pokoju przez gabinet. Przez szpare w drzwiach słyszała głos Aleksa. - Tak... wiem... Nie, nie dzwoniłem... Powiedziałem, ¿e nie dzwoniłem... Cholera! Jestes pewna? Tak, wiem o tym... 396 Dobrze, kiedy? Pół godziny temu? Nie było mnie jeszcze w domu... Jezu Chryste, ktos sie domyslił! Marla zmartwiała. Domysliła sie, ¿e Alex musi rozmawiac z Kylie Paris, która powiedziała mu o telefonie. Marla czuła ju¿, ¿e podyktowane impulsem wykrecenie tego numeru było nieostro¿ne. O Bo¿e, nie! Ta kobieta kombinuje cos razem z Aleksem, jest w to wszystko wmieszana. Ale jak? Dlaczego? Marla wiedziała, ¿e musi sie stad wydostac. Jak najszybciej. - Nie wiem, do cholery! Prawdopodobnie Nick. http://www.dobrabudowa.org.pl/media/ zało¿onymi na piersi i obserwował czuła mał¿enska scene, rozgrywajaca sie na jego oczach. Ale co własciwie widział? Co sprawiło, ¿e tak mocno zacisnał zeby? Nagle Marla postanowiła, ¿e musi zobaczyc swoja twarz. Czy chodzi o to, co kiedys wydarzyło sie miedzy nimi, czy o jej powierzchownosc zmieniona na skutek wypadku? Odwróciła wzrok, przeklinajac W duchu własna głupote. - Czy jest tu gdzies lustro? -spytała. W pokoju zapadła głucha cisza. - Czy ktos ma przy sobie lusterko? - Marla spojrzała na Cissy, a potem na Eugenie. - Lusterko? - Eugenia potrzasneła głowa. Jej rudawe loczki nawet nie drgneły. - Tylko w puderniczce.

uderzały twarz Nicka. Rybitwy kra¿yły nisko nad ziemia, a w górze nad nimi unosił sie przenikliwy krzyk mew. W wilgotnym, grudniowym powietrzu silny odór ropy mieszał sie z wonia zalewy solnej i gnijacego drewna. Nick postawił kołnierz kurtki i chwyciwszy wiadro pełne ¿ywych krabów ruszył na pomost. Twardziel, biało-czarny, Sprawdź nie wpaść na to, że McCallum może być ojcem Elizabeth? - Nie jest. - Shelby uderzyła kołdrę pięścią. - Los nie mógłby być aż tak okrutny. - W jej oczach pojawiły się łzy. - Chodzi mi o to... o to, że... no, że to po prostu nie może tak być. - To nie ma znaczenia, Shelby. - Ależ naturalnie, że ma. - Nie chciała i nie mogła uwierzyć w to, że jej dziecko, jej najdroższe dziecko zostało poczęte w przerażeniu i wściekłości, na skutek poniżającego ataku. Poczuła falę mdłości, na jej twarzy pojawił się pot i znowu zaczęła gwałtownie dygotać. - Chodź tutaj. - Nevada przytulił ją i pocałował we włosy. - Nie wiesz, czy ojcem twojej córki jestem ja, czy on, i to cię rozdziera. - Nie - zaprzeczała. Ujął jej podbródek i zmusił do tego, żeby ponownie spojrzała mu w oczy. - To nie twoja wina. - Ale...