frontowych i otworzył je. Mechanicznym ruchem wyłączył alarm i

356 - Myślisz, że kłamał? - spytała, mrużąc oczy. Słowa Pavona bezlitośnie zmroziły jej serce. - On nie miał pojęcia, co działo się dalej ze sprzedanymi dziećmi. Mówił to tylko po to, żeby cię zranić. Udało mu się. Aż za dobrze. Przyjechali do domu Milli. Drzwi garażowe powędrowały w górę za naciśnięciem guzika, Diaz wjechał toyotą do środka, nim jeszcze uniosły się całkowicie. Zanim Milla zdążyła wyjść z samochodu, brama była już znów opuszczona. Kobieta znalazła klucze i otworzyła drzwi prowadzące z garażu do kuchni. Weszła do środka i zapaliła światło. Diaz okręcił ją nagle i przyparł do lodówki, obejmując mocno w pasie obiema rękami. Zaskoczona upuściła torebkę i klucze. Spojrzała w górę i napotkała jego zaciętą twarz i przymrużone dzikie oczy - Nigdy więcej nie rób mi czegoś takiego - syknął przez zaciśnięte zęby Nie musiała pytać, o co mu chodzi. Ten czas, gdy Pavon celował jej w głowę z pistoletu, wydawał się potworną, przerażającą http://www.dobryneurochirurg.pl nigdy nie rozmawiał przez nią o interesach. Był tak ostrożny, że nie uznawał nawet telefonów bezprzewodowych. Pavon próbował mu wmówić, że ma taką bezpieczną komórkę, której sygnału nie można an43 314 przechwycić - ale Gallagher był niereformowalny w swoich dziwactwach. Tym razem Pavon cenił sobie tę ostrożność. Z Diazem na ogonie liczył się każdy drobiazg zwiększający szanse przeżycia. Jedynym pewnym wyjściem z sytuacji było zabicie Diaza i Milli Boone. Diaza, ponieważ to on stanowił bezpośrednie, poważne zagrożenie - i Milli, bo przecież ta kobieta wciąż będzie wynajmować

myśleli, że wszystko jakoś się samo ułoży Nie, nie ułoży się. Przynajmniej ona w to nie wierzyła. Gdy Roberta opuszczała biuro, jej oczy wciąż były czerwone i zapuchnięte, ale błyszczała w nich już siła i zdecydowanie. Głowę trzymała dumnie uniesioną. Ledwie zamknęły się za nią drzwi, gdy zadzwonił telefon na biurku Milli. Szefowa Poszukiwaczy oklapła na Sprawdź - Co zrobiłaś z dzieckiem? Paznokcie Milli wbiły się w skórę Diaza. Zamarła, nie mogąc zaczerpnąć oddechu. - Pięcioro ich było - powiedziała Lola. - Tego samego dnia poleciały samolotem przez granicę. Białe dziecko przynieśli ostatnie. Było z nim dużo kłopotów - rzuciła niepewne spojrzenie na Millę, kontynuując. - Policja bardzo go szukała. Nie mogliśmy czekać. Samolotem. Milla zacisnęła powieki. - Czy ten samolot się rozbił? - zapytała zduszonym głosem. - Nie, nie - ożywiła się Lola, zadowolona, że może przekazać jakąś dobrą wiadomość. - To było później. Inne dzieci. Nie Justin. On żyje. Żyje! Po wszystkich tych latach wreszcie wiedziała to na pewno. Gdzieś w głębi narodził się w niej płacz,