jednak ta dziwna odmiana. Co gorsza, Ash inaczej teraz

- Według mnie - zaczął wolno - chociaż naprawdę nie rozumiem dlaczego, Clare mogła włamać się do mojego systemu komputerowego. -Zobaczył,że Novak gwałtownie czerwienieje. - Prawdopodobnie włamała się do moich plików na twardym dysku. Jest hakerką... krakerką. - Ty gnoju! - ryknął Novak, zrywając się na równe nogi. - Ty parszywy kawałku gówna! Wmawiasz mi, że Clare ma kłopoty, straszysz mnie tak, że mało nie wykorkowałem, a wszystko po to, żeby przyjechać tutaj i oskarżać ją o takie totalne bzdury! Allbeury czekał, aż Novak się na niego zamachnie, gotów na przyjęcie ciosu, choćby dlatego, że dobrze rozumiał jego oburzenie. Zresztą gniew detektywa najlepiej świadczył o jego niewinności. Novak jednak nie zaatakował go, po prostu stał, kipiąc ze złości. - Bardzo mi przykro, Mike, ale niestety mam http://www.e-szambabetonowe.edu.pl/media/ człowieka w biurze odrywała nieco Novaka od złych myśli, ale chociaż Cook miał przed sobą całe tygodnie nudnej, skrupulatnej pracy, Novak zdawał sobie sprawę, że pewnego dnia dobiegnie ona końca i znów zostanie sam. Będzie czekał, by Clare pozwoliła mu się odwiedzić, gdyż odkąd znalazła się w areszcie, stanowczo się od niego odcięła. Większość ludzi pewnie by nie zrozumiała, po co w ogóle chce się z nią widzieć. Ale skąd mogli wiedzieć, że tamta dziewczyna, którą poznał w pogotowiu, która pięć lat temu osobiście zszywała mu ranę, wrażliwa pielęgniarka, która odeszła z zawodu, bo nie mogła

- Mi? - Wampirzyca skrzywiła się, jakbym złożyła jej złą ofertę. -- Nie. Myślałam, że Nadwornej Zielarce. Zresztą Kella jest już zbyt stara na Strażniczkę. Uczciwie mówiąc, ja nie pojmuję, dlaczego on już dawno nie usunął jej ze stanowiska, i jeszcze pozwala sobą dowodzić. Gdybym była na jego miejscu, Zielarka znałaby swoją rolę. - Tak, nami już nie będziesz dowodzić. - zawarczałam, krzywiąc się na niewzruszonych Strażników, ściskających moje nadgarstki, jak dwa stalowych pręty. Mnie, poniżająco rozpiętą między dwoma wampirami, zaciągnięto do samego miasta. Dobrze, że choć pozwolili naciągnąć ofiarowany przez Orsanę but, inaczej ja bym do krwi zdarła sobie skórę na bosej nodze. Jeszcze dwójka strażników prowadziła pod uzdę ogiery. Rolar i Orsana, jednakowo nasępiwszy się i zachowując dumne milczenie (to było nietrudne, Straże same przerywały każdą próbę rozmowy), trzęśli się w siodłach ze skrępowanymi za plecy rękoma. Wilk biegł obok, nie dając wampirom schwycić się lub chociażby odwiązać linki. Przy domie Narad (w arlijskim wykonaniu on bardziej przypominał kupieckie stragany z białego elfickiego granitu) rozłączyli nas – przyjaciołom nakazali iść dalej, a mnie, po godzinnym oczekiwaniu na ganku, powlekli na “audiencję”. Choć bardzo to dziwne, Lereenię pochlebiał ten niecodzienny komplement. Ona niedbale machnęła ręką, wampiry wypuściły mnie i zgodnie cofnęły się na krok. Jeszcze jeden ruch, i zostałyśmy w domu same. Potarłam poobijane nadgarstki. Ciekawie, może ona czytać moje myśli? Ja na wszelki wypadek postawiłam magiczną obronę od telepatii, lecz nie czułam się bezpieczna. To zaklęcie szybko rozpadało się, wypadało odnawiać je co pięć – dziesięć minut, a to drażniło, odczyniało i mieszało się z innymi zaklęciami. - Siadaj - kiwnęła Władczyni na jeden ze stołków, zwróconych w stronę długiego stołu w centrum sali. Sprzeciwianie się było głupotą. Lereena wstała, z głośnym stukaniem obcasów przeszła się po marmurowej podłodze i siadła naprzeciwko, sczepiwszy ręce pod brodą. Pojedynek spojrzeń przegrałam w pierwszej minucie. Patrzeć jej prosto w oczy było nieznośnie, szczera pogarda mieszała się w nich z litością - tak jak stary wilk patrzy na szczekającego szczeniaka, który przez głupotę zagrodził mu drogę do owczarni. - To jego sprawa i jego prawo. - nareszcie odezwała się Władczyni. -- Ważny rezultat. Sądzę, że pojawiłaś się w Arlissie, by przeprowadzić obrzęd na moim Kręgu? Czemu dogewski ci się nie podoba? Sprawdź wrażenie, że tobie też się podobało. - Wcale mi się nie podobało! - wrzasnęła, zawstydzona jeszcze bardziej kłamstwem, którego się dopuściła. -I wcale nie musiałeś mnie całować w ten sposób. - Musiałem cię trochę przegiąć, bo inaczej nie dosięgnąłbym marynarki - uśmiechnął się do niej zaczepnie. - Ciekawe, co byś zrobiła, gdyby Darren nakrył cię ze swoim telefonem. - Nie pamiętam, żebym cię prosiła o pomoc - burknęła zirytowana, że tak łatwo obrócił wszystko w żart. - A Darrenowi bym powiedziała, że Lulu potrzebuje tego telefonu.