Spojrzały na niego dwa małe, załzawione oczka. Powoli zaczynały już puchnąć, przez co były jeszcze mniejsze niż w rzeczywistości. Do tego makijaż spływał chłopakowi wraz ze łzami, nadając mu żałosny wizerunek skatowanego szczeniaczka. - B-boli – wystękał Krystian, spuszczając wzrok na piasek. Adam odetchnął cierpiętniczo. Za jakie grzechy? - Masz chusteczki? Bo wypadałoby trochę to wytrzeć – mruknął, spoglądając na niego już łagodniej. Blondyn nagle uniósł rękę, chcąc znowu otrzeć twarz szorstkim materiałem kurtki. – Nie tym – syknął, łapiąc go za nadgarstek. – Chcesz to jeszcze bardziej naruszyć? I tak nie wygląda najlepiej! - To nie patrz na mnie! – wybuchł płaczem, krztusząc się przy tym. Adam policzył w myślach do dziesięciu. Nie dość, że go – jakby nie patrzeć – uratował, to ten jeszcze robi problemy! - Gdzie mieszkasz? – zapytał. - N-na Leśnym – wystękał ciężko, pociągając nosem i w miarę się uspokajając. Nie chciał, żeby Adam go takiego widział. Co jeżeli po tym już w ogóle go odrzuci? Nie będzie mógł na niego patrzeć, bo będzie mu się przypominał ten widok?! A do tego tak strasznie bolała go cała twarz… i brzuch… i plecy… i w ogóle wszystko bolało! Od zawsze miał bardzo niski próg bólu, a teraz czuł się tak, jakby za chwilę miały mu kończyny poodpadać albo jakby co najmniej był cały połamany. - Może wsadziłbym cię do taksówki? – pomyślał na głos Adam. – Albo zadzwonię http://www.e-szambabetonowe.net.pl - Becky! Kątem oka ujrzała, jak Alec zeskakuje z konia i śmiało podchodzi ku chacie. - Brać go! - rozkazał Kozakom Michaił, kwitując odwagę Ale - ca lekceważącym gestem. - Najpierw przesłucham naszego szczęśliwego gracza. A potem może zdechnąć. - Nie miał z tym nic wspólnego! - krzyknęła. - O niczym nie wiedział! - Reszta słów ugrzęzła jej w gardle, gdy usłyszała odgłosy walki, toczonej w przyległym pomieszczeniu. Po chwili Kozacy ukazali się w drzwiach, rzucając Aleca na ziemię. Kilku z nich nie oparło się chęci kopnięcia leżącego. Alec zwinął się z bólu, osłaniając brzuch. Niedbały ubiór świadczył, że przybył tu w pośpiechu. Był bez kamizelki, surduta i halsztuka, jedynie w luźnej białej koszuli. I nie miał przy sobie broni. Stanął na czworakach, otoczony przez pięciu potężnie zbudowanych Kozaków, i spojrzał ku niej. Becky nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Trwali tak przez chwilę, wpatrzeni w siebie, nic nie mówiąc. - Wstań! - warknął Michaił. Alec dźwignął się na nogi. Dostrzegł jej podartą suknię i
Podobno to potomkowie Hunów! Rozglądali się naokoło i szybko, półgłosem wymieniali między sobą uwagi w niezrozumiałym dla niej języku. Odetchnęła z ulgą, kiedy ponownie ruszyli na poszukiwania. Dwaj wysforowali się naprzód, a druga para zawróciła konie i pokłusowała ku rzęsiście oświetlonej ulicy. Jakżeż się ona nazywa? Oxford Street? Piccadilly? Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Zagrożenie minęło i o mało nie osunęła się na ziemię z ulgi i wyczerpania. Wsparła się całym ciałem o zamknięte drzwi i na moment Sprawdź - Sama nie wiem, co robić. - Pokręciła głową. - Potrzebuję twojej pomocy, ale boję się, że za dużo od ciebie wymagam. Nawet nie widziałeś tego, o co walczymy. - Właśnie, że widziałem! Zrozumiała, że mówi o niej. - Obydwoje potrzebujemy swojej pomocy. Pozwól mi raz jeden dokonać czegoś naprawdę ważnego. Dobrze wiedziałem, co robię. I poradziłem sobie. Tak się właśnie grywa! Możemy na dziś dać spokój grze, bo najwyraźniej masz już dość, lecz powinnaś mi zaufać. Milczała przez chwilę. - Przepraszam cię - odparła w końcu. - Miałeś rację. To nerwy. Po prostu nie jestem do tego przyzwyczajona. - Do tego, żeby pozwolić sobie pomóc? - Nie. Do tej pory ryzykowałam tylko własne życie, ale teraz... nie dam rady. - Ale ja owszem. Gra to coś, w czym jestem naprawdę dobry. Nie musisz się bać. Jesteśmy po tej samej stronie. Obiecuję ci, że będę ostrożny.