człowiekowi, ani odwrotnie.

by pewnego dnia uczyć w prawdziwej szkole. - Jej oczy przybrały dziwny wyraz, jakby nagle znalazła się myślami gdzieś daleko stąd. Scott postanowił zostać lekarzem, kiedy skończył dziesięć lat. Nie wiedział, co by robił w życiu, gdyby nie udało mu się zrealizować tego marzenia. - Wciąż jest pani bardzo młoda - zauważył. - Jeszcze nie jest za późno. Być może któregoś dnia... - Obawiam się, że dużo za późno. Jamie pójdzie na studia, zanini się obejrzę. Zresztą lubię to, co teraz robię. Pracuję z dziećmi, a to dla mnie najważniejsze. Wypiła łyk gorącej czekolady. Chwilę później odstawiła do zlewu pusty kubek. Jeżeli miał jej zadać pytanie o Daniela Firtha, musiał to zrobić jak najszybciej. - Widziałem, jak rozmawia pani z młodym Firthem. Zauważył, jak na dźwięk tego nazwiska zacisnęła dłonie. - Jutro wyjeżdża. - Mówiła pani, że nie znaliście się zbyt dobrze. - Bo to prawda. - Zastanawiałem się... - Pochylił się do przodu. - Nie zna http://www.eco-terra.pl/media/ które wciąż, mimo że od tamtego czasu minęło siedem lat, napawały ją smutkiem. I poczuciem winy, które najwyraźniej nie zamierzało nigdy zniknąć. - Oczywiście, że nie. Wiesz, jak bardzo potrzebuję pracy. Ida Trent klasnęła radośnie w dłonie. - To dobrze, bo to wymarzona posada dla ciebie. A Summerhill jest piękną posiadłością! Dom stał pusty przez ostatnich siedem lat. Galen i Anna Galbraithowie przeprowadzili się do Nowej Szkocji zaraz po pogrzebie syna. Galen zmarł niedługo później na atak serca. Anna nigdy tu nie wróciła, a gdy tej wiosny ponownie wyszła za mąż, dom przeszedł w ręce starszego syna, doktora Scotta Galbraitha. Przybył do Summerhill wraz z rodziną tydzień temu.

Mark szybko podszedł do drzwi i zamknął je na klucz. - Co... co pan wyprawia? - Teraz to pani składa mi wizytę, panno Stoneham, i nie chcę, by nam przeszkadzano. Chodź, moja słodka, skończyły się gierki. - Gierki?... Mój panie! - Clemency zdała sobie nagle sprawę, że omawiać plan z markizem na dole to jedno, a przebywać z tym okropnym człowiekiem w zamkniętym pokoju to coś zupełnie innego. Jej serce zabiło gwałtownie i spojrzała na niego wielkimi, wypełnionymi strachem oczami. To niemożliwe, by markiz skazał ją na taki los. - Jakie gierki? - zdołała wykrztusić. - Nie udawaj, wiesz, o czym mówię. I uwierz mi, mógłbym ci umilić czas, śliczna panno Stoneham. Tak urocza istota nie powinna usychać samotnie z tęsknoty i zamęczać się pracą jako guwernantka. Zastanawiam się, dlaczego Lysander tego nie zauważył, ale ostatnio zrobił się z niego straszny ponurak, prawdziwy metodysta. - Ale Arabella... - przerwała mu Clemency, pamiętając o swojej roli. Sprawdź - Prędzej wleziesz w psie gówno - Chop zaniósł się chichotem. - Zawsze był z ciebie harcerzyk. Ale wiesz co? Nawet harcerzyki mają czasami swoje dni. No dobra, a teraz spadaj. - Chętnie. Rzygać mi się chce od tego smrodu. Santos odszedł od baru. Nie rozumiał, dlaczego Chop najpierw do niego zadzwonił, a teraz rżnie głupa. Czyżby w ostatniej chwili zląkł się czegoś? Może w pobliżu kręci się morderca? A może po prostu zabawił się jego kosztem? Żadna z tych ewentualności nie brzmiała zbyt przekonująco. Żadna też go nie uspokoiła. Dlaczego Robichaux wezwał oficera dochodzeniówki w sobotę wieczorem i gra z nim w ciuciubabkę? Sprawa śmierdzi. Chop coś knuje. Wyszedł z klubu bez żadnych przeszkód. Gloria siedziała w samochodzie, jak ją zostawił. Uśmiechnął się i pomachał do niej ręką. - Detektyw Santos? Otoczyło go nagle czterech mężczyzn, gliniarzy, jak się domyślał na podstawie tanich garniturów i charakterystycznie przyciętych włosów. Santos spojrzał na nich czujnie. - Zgadza się. Jeden z mężczyzn pokazał odznakę. - Porucznik Brown, sprawy wewnętrzne. To oficerowie Patrick, Tompson i White. Santos odwzajemnił otwarcie nieprzychylne spojrzenia, czując, że zaczyna coś rozumieć. Aha, o to chodzi, został wystawiony. Ale przez kogo? I dlaczego?