- W porządku. Zawsze trzymasz się z nimi. Dlaczego, skoro nie są twoimi przyjaciółkami?

Dziewczyna wybiegła z sali. Chwilę później została w niej tylko Fiona i Alexandra. - Pani również, panno Gallant. - Jak pan sobie życzy, milordzie. - Posłała mu spojrzenie, w którym ciekawość mieszała się z troską, po czym zamknęła za sobą drzwi. - O co chodzi, Lucienie? - spytała ciotka. - Do przybycia gości zostało tylko kilka godzin. - Od jak dawna znasz lady Welkins? Kobieta pobladła, ale dumnie uniosła brodę. - Moje znajomości to moja sprawa. Choć gotował się ze złości, w milczeniu czekał na odpowiedź. Nie tylko knuła za jego plecami, lecz również próbowała zranić Alexandrę, a sądząc po jej reakcji, uczyniła to celowo. - Nie wiem, dlaczego tak się denerwujesz. Obie jesteśmy wdowami. Dzielimy się opowieściami o naszej niedoli. - Jeśli nie odpowiesz na moje pytanie, spotka cię dużo większe nieszczęście. - Wyjął z kieszeni zmięty list i rzucił go jej pod nogi. - Nigdy więcej nie zobaczysz się z tą kobietą, a ona nie przestąpi progu tego domu. Ciotka przeszyła go wzrokiem. - Zabraniasz samotnej wdowie przyjaźni, ale pozwalasz, żeby pod twoim dachem mieszkała morderczyni? http://www.eginekologwarszawa.net.pl - To dobrze. - Położyła dłonie płasko na kołdrze. - Za dużo pracujesz. Powinieneś mieć kogoś. - Mam ciebie. - Ja jestem stara i chora. Potrzebujesz partnerki. Santos skrzywił się komicznie. - Wolę mojego partnera. - Dziewczyny, towarzyszki - najeżyła się, widząc jego rozbawienie. - Chcę, żebyś był szczęśliwy. - Odwróciła szybko głowę, by ukryć napływające do oczu łzy. - Bóg nie stworzył nas do samotnego życia. Pamiętaj, że na początku byli Adam i Ewa. Dwoje. Santos nachylił się i pocałował staruszkę w czoło. - Nie martw się o mnie. Całkiem nieźle mi się żyje. Jestem szczęśliwy. - Naprawdę? Naprawdę jesteś szczęśliwy? - zapytała z naciskiem. Zrozumiał jej pytanie. Podobnie jak on, nie zapomniała, że kiedyś był pewien swego szczęścia: znalazł ukochaną, znalazł miłość. Czuł od dawna, że Lily obwinia siebie o tamten jego zawód. -Tak, jestem szczęśliwy. - Otulił Lily starannie kołdrą i pochylił się, żeby zgasić nocną lampkę. - A teraz śpij - szepnął - bo nie wstaniesz jutro na poranną mszę.

- Ale nie będę odpowiedzialna za pański sukces lub porażkę. - W porządku. Coś jeszcze? Zerknęła na niego z dziwną miną, taką samą jak wtedy, gdy wybawił ją od towarzystwa ciotki Fiony. Natychmiast obudziła się w nim ciekawość, ale panna Gallant nic nie odpowiedziała. - Biorę pani milczenie za entuzjastyczną zgodę. Sprawdź - Muszę już iść. - Zostań, zjedz najpierw. Dorzuciłam do menu krowę, specjalnie dla ciebie - powiedziała ze smutnym uśmiechem. - Dzięki. Chciałbym, ale nie mogę. - Zobaczymy się później? - Postaram się. Pocałował ją raz jeszcze, ale już się od niej odsuwał, jak ktoś chwycony w potrzask. Widziała to w jego oczach, czytała w jego twarzy. Przeklinała własną niepewność i przeklinała Glorię St. Germaine. - Zadzwoń do mnie. - Na pewno. Wyszedł, a ona patrzyła za nim z takim uczuciem, jakby traciła go na zawsze. ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY TRZECI Santos i Jackson siedzieli naprzeciwko siebie przy odrapanym, zawalonym stertami papierów biurku. Wokół panowało zwykłe zamieszanie. Pracowali w tym zamęcie od tylu lat, że przestali zwracać nań uwagę. Santos zrobił trochę miejsca i położył na środku blatu zdjęcia sześciu ofiar Śnieżynki. Podał Jacksonowi to, na którym była ostatnia.