- Okropnie się boję. Pobądź ze mną jeszcze trochę, proszę. Nie idź jeszcze, Santos.

Spojrzała mu prosto w oczy. Tylko rumieniec na twarzy przeczył wrażeniu całkowitego spokoju. - To jeden z wielu błędów, które popełniłam, milordzie. - Mam nadzieję, że nie ostatni. - Pozwolił jej zinterpretować te słowa w dowolny sposób i zerknął na drzwi pracowni. - Niech pani przeprosi ode mnie diabelskie nasienie i jej matkę. - Ona nie jest taka zła, dobrze pan wie. Pragnął wziąć ją w objęcia, ale poprzestał na muśnięciu palcami gładkiego policzka. - Najchętniej usłyszałbym to samo w piątek rano. Zostały pani trzy dni, panno Gallant. Odprowadził ją wzrokiem i wsiadł do faetonu. Przez całą drogę do klubu bokserskiego rozmyślał ponuro. Miał tuzin kochanek rozrzuconych po całym Londynie, a wiedział, że następne wkrótce zjadą do miasta, więc nie powinien narzekać na samotność. Stwierdził jednak, że nie tęskni za ich bezmyślnym paplaniem i chętnymi ciałami. Pożądał Alexandry Gallant. I chciał, żeby ona też go pragnęła. Niewątpliwie ją zainteresował, lecz umiała się oprzeć pokusom. Z drugiej strony, czuła się przy nim dostatecznie swobodnie, żeby go obrażać. Jej bezpośredniość również mu się podobała. Niech to wszyscy diabli! Musi znaleźć żonę najszybciej, jak to możliwe. Przyjrzał się trzem młodym damom wychodzącym od modystki. Drobne, ładne i rozchichotane. Nie zaszczycił ich drugim spojrzeniem. Ta nieznośna guwernantka kompletnie zawróciła mu w http://www.epompyciepla.biz.pl/media/ - On jest gliną, pamiętaj. Kto by mi uwierzył, skoro własna matka nie chciała mnie słuchać? - Przykra sprawa - westchnął Santos, ściskając mocniej jej dłoń. - Beznadziejna. - Tina odwróciła głowę. - Żałuję, że stchórzyłam, że nie miałam odwagi połknąć tych proszków. Miałam je już w ręku... i nie mogłam. - Nie mów tak. Cieszę się, że tego nie zrobiłaś. - Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się blado. - Zobaczysz, wszystko będzie dobrze, Tino. - Na pewno. Nie mam forsy, nie mam dokąd pójść... - Ukryła twarz w dłoniach i znowu zaczęła płakać. - Boże, tak strasznie się boję. Nie wiem, co robić. - Opuściła ręce i spojrzała na Santosa bezradnie. - No powiedz, co ja mam teraz robić? On też nie wiedział. Nie potrafił jej pomóc, nie umiał poradzić. Mógł tylko pocieszać. Objął ją więc mocno i trzymał w ramionach, póki się nie wypłakała. W sali zrobiło się cicho. Reszta towarzystwa już wyszła, każdy w swoją stronę. Zostali tylko we dwoje. Przypomniał sobie, że matka niedługo wróci do domu. Jeśli go nie zastanie, już po nim. - Muszę iść, Tino - powiedział z żalem, wypuszczając ją z objęć. - Ja... - Nie zostawiaj mnie. - Chwyciła go kurczowo za rękę. - Okropnie się boję. Pobądź ze mną jeszcze trochę, proszę. Nie idź jeszcze, Santos. Santos westchnął. Nie mógł jej zostawić. Nie miała nikogo, nie miała dokąd pójść. Lucia powinna zrozumieć. Owszem, zrozumie, ale najpierw go zabije. Zaczęli rozmawiać. Santos opowiadał o sobie, o swoim życiu, o matce, o ojcu, o szkole, o tym, jak się mieszka w Dzielnicy. Tina mówiła o swoim prawdziwym ojcu, o tym, jak bardzo go kochała i jak umarł.

Gwałtownie zaczerpnęła powietrza. - Lucienie! Przestań... Och! Pociągnął ją zdecydowanym ruchem i chwilę później znalazła się w jego ramionach. Nie zdołał jednak utrzymać równowagi i oboje spadli z krzesła. Gdy zarzuciła mu ręce na szyję, odszukał ustami jej usta. Uderzyli w ścianę, ale nawet tego nie zauważyli. Hrabia płonął z pożądania, odkąd Sprawdź zdawał sobie sprawę, że lady Halverston na pewno wie wszystko o niej i o lordzie Welkinsie. - Nie uważasz, że powinnam służyć za przyzwoitkę mojej drogiej Rose? - zapytała Fiona, skubiąc rękawiczki. - Jest sama, biedactwo. - Bardziej mi zależy na znalezieniu kogoś, kto tobie posłuży za przyzwoitkę. - Lucienie, jesteś okropny... Hrabia podszedł do starszej, elegancko ubranej pary, siedzącej w głębi pokoju. - Lordzie i lady Merrick, czy mogę przedstawić państwu moją ciotkę Fionę Delacroix? Ciociu, oto markiz i markiza Merrick. Gdy Fiona usłyszała tytuły, od razu poprawił się jej humor. - Bardzo mi miło. - Dziękujemy, moja droga. Proszę usiąść z nami. Kobieta opadła na krzesło. Alexandra zrobiła krok, żeby zająć miejsce u jej boku, ale lord Kilcairn położył ciepłą dłoń w rękawiczce na jej nagim ramieniu.