co powiedzieć.

ich rozdzieliła. Wyobraził sobie Rainie, jak siedzi po ciemku, tuląc broń, żeby dodać sobie otuchy. Zeszłej nocy sprawy przybrały zły obrót, a on nie mógł zostać, żeby je naprawić. – Rainie? Nie odpowiedziała. – Wrócę. Nie odezwała się. – Nie uciekam od ciebie ani od śledztwa. Izolacja nie jest ochroną – dodał z przekonaniem, choć teraz już na pewno wygłaszał banały i nie oczekiwał, żeby zrozumiała, o co mu chodzi. – Do cholery, Rainie... – Przyjemnego lotu – pożegnała go chłodno. Abe Sanders pochłaniał omlet z trzech jaj przy najdalszym stoliku w barze u Marthy. Jedną z zalet pracy na amerykańskiej prowincji było świeże jedzenie. Jego omlet zawierał grzybki, wyborny ser Tillamook, a przede wszystkim świeży szpinak. W lokalach wielkomiejskich zbyt często szli na łatwiznę. Podawali szpinak z puszki albo, co gorsza, krem szpinakowy. Abe wzdrygnął się. Nawet Popeye nie tknąłby czegoś takiego. Ale w Bakersville jedzenie było doskonałe. Na przykład naleśniki z tutejszej maślanki. Abe uwielbiał takie naleśniki. Dziś rano jednak zdecydował się na ich zdrowszy, bogaty w proteiny substytut. I nie pożałował wyboru. Dochodzenie rozwijało się pomyślnie, choć nie w tym kierunku, który obstawiał na początku. Sanders nie chciał więc obciążać organizmu węglowodanami. http://www.eurokor.pl Rainie przewróciła kartkę w notatniku. - Ponadto znam pseudonimy, którymi posługiwał się sprawca. W Fila¬ delfii używał nazwiska Tristan Shandling. Quincy, trzeba sprawdzić baza danych twoich dawnych spraw. Może coś znajdziemy. Natomiast dwadzie¬ ścia miesięcy temu w Wirginii, kiedy na spotkaniach AA zaprzyjaźnił się z Amandą, nosił nazwisko Ben Zikka. - Co?! - krzyknął Quincy. - Ben Zikka - powtórzyła Rainie. - To nazwisko... - Nie! A to skurwiel! No nie! Quincy poderwał się od stołu. Złapał za telefon i zaczął nerwowo wybierać numer. Tak mocno ściskał słuchawkę, że knykcie mu zbielały. Musiało się stać coś naprawdę złego. Nie rozumiała. Popatrzyła na Kimberly i zobaczyła, jak jej twarz robi się biała jak ściana.

informacjami, czy znali Danny’ego i czy mogą usprawiedliwić swoją nieobecność. – Alibi dla dzieci – wymamrotała Rainie i wymownie przewróciła oczami. – Dlaczego akurat nieobecni? – Bo nigdzie nie jest powiedziane, że sprawca musiał być tego dnia w szkole. A poza tym w zbrodnię mogło być zamieszanych więcej osób. W kilku podobnych przypadkach ważną rolę odgrywali i inni uczniowie. Podpuszczali głównego podejrzanego lub po prostu się Sprawdź wypadku tracą gwarancję poprawnego działania. - Zgadza się. - Teoretycznie więc powinni tam mieć przynajmniej pasy. Amity wzruszył ramionami. - Jeśli ich nie wyrzucili. - Zaryzykuję. Jak się nazywa ten warsztat? - Nie mam pojęcia! Firma ubezpieczeniowa się tym zajmuje. 45 - Szeryfie... Popatrzyła na niego zdecydowanie. On westchnął ciężko i powiedział: - Chyba mogę zadzwonić... Na twarzy Rainie znów pojawił się uroczy uśmiech. Szeryf Amity był mądrym człowiekiem, bo tym razem tylko mruknął i pokręcił głową.