na punkcie Tannera. Odepchnie od siebie to, co do niego

Wkrótce przyszli po Imogen, a Matthew trafił z powrotem do osłoniętego parawanem boksu na oddziale wypadkowym, gdzie zostawiono go samego. Kiedy tak leżał wyczerpany i obolały, uświadomił sobie, że nawet nie wie, czy jest dzień czy noc. Zegarek gdzieś przepadł - w pożarze albo na wrzosowisku, może zresztą zdjęła go pielęgniarka, kiedy opatrywała oparzenia, Matthew już nie pamiętał. Nie docierało do niego także, że sam ucierpiał w pożarze, chociaż mocowanie się z rozpaloną klamką i kluczem do Cichego Pokoju nie mogło nie spowodować poważniejszych obrażeń. Flic - ta dopiero musiała cierpieć! Dla niej jednak nie czuł litości. Mógł zapytać kogoś o godzinę albo wstać i spojrzeć na zegar, ale mu się nie chciało. Było mu dostatecznie dobrze (choć może to niezbyt właściwe słowo), by sobie na razie odpuścić, pozwolić, aby czas po prostu płynął, uprawiając z nim swoje małe gierki - wydłużał się, rozciągał niczym elastyczna taśma, a potem nagle kurczył i zacieśniał wokół niego; Matthew w jednej chwili znajdował się w Aethiopii tamtego ostatniego dnia z Karo, w następnej na wrzosowisku z Imogen, w jeszcze następnej patrzył rozgoryczonym wzrokiem w łazience na http://www.exspres-przewozosob.com.pl - Bardzo panu dziękuję - zaczęła jeszcze raz, ale on tylko potrząsnął głową, odwrócił się i zniknął w tłumie opuszczającym centrum handlowe. Bella tymczasem dotarła do apartamentu. Wciąż czuła się słabo. W holu było chłodno, ale jej serce biło nieregularnie, a na czole pojawiły się kropelki potu. Jednak przyczyną jej niepokoju nie było przeżycie z samochodem, tylko myśli o Edwardzie. Kiedy jechała windą, żołądek podchodził jej do gardła. W pięć minut później stała przed głównym wejściem. Automatycznie sięgnęła po klucz i przypomniała sobie, że nie zabrała torebki. Wejście na dole było w ciągu dnia otwarte, więc wcześniej jej nie potrzebowała. Bez klucza-karty nie miała możliwości wejść do środka. Mogła spróbować tylko jednego. Wyprostowała się i sięgnęła do dzwonka. Ze środka nie dobiegi żaden dźwięk. Najprawdopodobniej Edward spał. A jeżeli się obudzi i uzna jej powrót za zaproszenie do kontynuowania zabawy tam, gdzie ją przerwali? Czy zdoła mu się oprzeć? Gdyby naprawdę tego nie chciała, nie budowałaby tak drobiazgowego scenariusza tego, co mogło się zdarzyć... Zadzwoniła jeszcze raz. Nic. Najmniejszego odzewu. Zrezygnowana, oparła się o ścianę. - Więc co zrobimy z tą młodą kobietą, która chce odzyskać apartament? - Władca zasznurował wargi i dodał mimochodem: - Pochodzi z rasy twojego ojca, prawda? Źrenice Edwarda się zwęziły. - Jesteś doskonale poinformowany, o Największy z Wielkich. Pulchną twarz władcy rozjaśnił szeroki uśmiech. Edward używał tego tytułu tylko w żartach. - Nasz znakomity szef policji, Benjamin bin Sharif czuł się w obowiązku złożyć mi pełny raport na jej temat. - Po chwili spoważniał. - Nie wolno ci wystawiać jej na niebezpieczeństwo. - Na pewno tego nie zrobię.

- Nie ma sprawy - uspokoił ją Matthew. - Ja się tym zajmę. - Jesteś pewien, kochanie? Myślałam, żeby kupić coś gotowego... chociaż dziewczynki ostatnio jedzą za dużo tego śmiecia. - Lubię gotować. - Nie wysilaj się specjalnie, wystarczy coś prostego. - Moja w tym głowa. Sprawdź swój daremny protest... 139 Przez całą drogę do Londynu zdawał sobie sprawę, co go czeka, i świadomość tego uchroniła go od nadmiaru emocji. Paskudne uczucie paraliżu uczuciowego - nie do końca zgodne z ludzką naturą - na dłuższą metę bardziej go jednak przerażało niż chroniło. Wolałby - jeśli w ogóle można użyć tego słowa - raczej wypłakać w tej taksówce swój ból, niż tkwić tam jak kawał drewna. - Tak bardzo mi żal, Karo - szepnął. - Wszystkiego... Zamknął oczy, rozpaczliwie starając się przypomnieć sobie miękkość i ciepło jej ciała, zapach... ale nie mógł. Nie do zniesienia. Poczuł na twarzy łzy i uznał, że to i tak bez różnicy, ponieważ