Na parkingu było ciemno, ale szeryf Amity był dobrze przygotowany.

może adrenalina już opadła, a pozostała tylko posępna refleksja, że kolejny potwór bezkarnie chodzi po świecie? Jeszcze jeden spośród wielu drapieżników, z którymi miał do czynienia od lat. Zmęczony? Ona padała z nóg. Była niespokojna, znowu w nastroju, w którym sobie nie ufała. Słowa George’a Walkera tłukły jej się po głowie. Nerwowe spojrzenie oficera Carra, kiedy próbował w taktownej formie powtórzyć oskarżenie Duncana. Rainie wiedziała, że nie powinna się tym przejmować. Ale tej nocy czuła się bezbronna i zmęczona. Miała dość udawania, że wie, co robi, podczas gdy od kilku dni poruszała się po omacku, a sytuacja z godziny na godzinę się pogarszała. Dzisiaj policjantka Lorraine Conner była wrażliwą, smutną kobietą. Spojrzała na szeroką klatkę piersiową Quincy’ego i kępkę wystających spod koszuli ciemnych włosów. Chciała wesprzeć głowę na jego ramieniu. Silny, zdolny mężczyzna. Była ciekawa rytmu jego serca. Była ciekawa, czy objąłby ją tak, jak aktorzy obejmują swoje partnerki w filmach. Rainie nigdy nikt nie przytulał. Niektórzy klepali ją przyjacielsko po ramieniu, a czasem nawet po tyłku podczas gry w kosza. Brak czułych gestów nie był tym, nad czym szczególnie ubolewała, ale akurat dziś jakoś jej doskwierał. Wyciągnęła piwo. Rzuciła butelkę Quincy’emu, a swoją otworzyła jednym zręcznym ruchem. Kapsel odskoczył. Nad szyjką pojawiła się chłodna mgiełka. Rainie wzięła głęboki wdech i przez chwilę delektowała się aromatem chmielu. Cholera. Czego by nie dała za jeden łyk. Jeden długi, kojący, znieczulający łyk. http://www.gabinety-stomatologiczne.edu.pl – To dobry dzieciak, Rainie. Tylko jak na pierwszy raz zobaczył za dużo. – Co proponujesz? Luke wzruszył ramionami. – Dla chłopaka w tym wieku? Powinniśmy zabrać go parę razy na strzelnicę. A potem na piwo. Wyjdzie z tego. – Stres, broń i alkohol – powiedział cierpko Quincy. – Ciekawe, dlaczego Związek Weteranów o tym nie pomyślał. Luke uśmiechnął się. – Myślisz, że lepiej mu zrobi sesja na kanapie u psychoanalityka, co? Już to widzę. Prędzej mi kaktus wyrośnie, niż Chuckie otworzy się przed pajacem, który bierze stówę za godzinę. Przykro mi, agencie, ale czasem małomiasteczkowe gliny mają lepsze wyczucie. – No już dobrze. – Rainie pojednawczym gestem uniosła rękę. – Interesuje mnie twoje wczorajsze spotkanie z Avalonami. Opowiedz nam.

- Strzelałam, żeby zabić. - Glenda... - Obezwładniłam go strzałami w kolano i w prawą dłoń. Wiem, że domagasz się wyjaśnień. Ale on mówi, że będzie gadał tylko z tobą. Twierdzi, że wie, gdzie jest twój ojciec. Musisz natychmiast wrócić. Przynajmniej zanim zmienię zdanie i znów zacznę strzelać. Sprawdź - Tęsknisz za nią? - spytała Rainie. - Kiedy nadchodzi środowy wieczór, to czy choć trochę za nią tęsknisz? - Wynoś się! - Co za ironia - ciągnęła Rainie - Mandy była pijaczką, ale mogę się założyć, że ona tęskniłaby za tobą. Gdybyście zamieniły się rolami, z pewnością bardzo by tęskniła. - Haroldzie!!! Lokaj ruszył wreszcie w stronę Rainie i położył dłoń na jej ręce. Zrobił to delikatnie, ale stanowczo, co spodobało się Rainie. Zachowywał się godnie, chociaż cała sytuacja prawie zupełnie wymknęła się spod kontroli. Rainie pozwoliła lokajowi odprowadzić się do drzwi. Dziwne, ale Mary poszła za nimi. Była bardzo poruszona, a prawą dłoń przyciskała do brzucha.