- Dziękuję, Timson. - Clemency zauważyła, że lokaj użył jej prawdziwego nazwiska. - Proszę tędy. - Timson poprowadził ją korytarzem. Otworzył drzwi do salonu i oznajmił głośno: - Panna Hastings, milordzie. - Och! Ale... - zająknęła się i zarumieniła na twarzy. - To straszne! Myślałam, że... to znaczy... Timson posłał jej ojcowski, pełen otuchy uśmiech i za¬mknął za nią drzwi. Nieco wcześniej lady Helena przypuściła szturm na markiza. Zaiste, jej taktyka okazała się mistrzowska. Przede wszystkim, aby pokonać jego próżność i wygórowane ambicje, przypomniała mu wiele zawstydzających epizodów, gdy niczym niesforny uczniak nie posłuchał jej rad. Kiedy stwierdziła, że spotulniał i okazuje już do-statecznie dużo pokory, rzekła wprost, że sytuacja stała się nie do zniesienia i bez zwłoki rozkazała mu oświadczyć się o rękę panny Hastings, która przybędzie tu dzisiaj na herbatę. Ciotka dodała, że nie omieszka dopilnować, by się formalnie zaręczył, zanim gość opuści ich dom. Zupełnie jak Clemency przed Arabella, tak i Lysander kluczył i próbował wykręcać się półsłówkami. Lady Helena nie zamierzała się tym przejmować i ani się obejrzał, jak powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu: - Jesteś zakochany w tej dziewczynie, a ze słów Arabelli wynika, że to uczucie jest odwzajemnione. Bóg jeden wie dlaczego, nie jesteś bowiem aż tak przystojny i masz diabelski charakter. A cóż to takiego? Lady Helena wypatrzyła na biurku pokryty cyframi kawałek papieru. - Rozważałem ewentualne oświadczyny - przyznał Lysander, nerwowo przeczesując palcami włosy. - Starałem się obliczyć, kiedy byłbym w stanie oddać pieniądze z jej posagu. Ta kolumna pokazuje niezbędne ulepszenia, tutaj spisałem oczekiwane zyski. Ale pozostają zobowiązania - westchnął. - To beznadziejne, ciociu Heleno. Jak mogę prosić ją o rękę, kiedy tak bardzo potrzebuję tych pieniędzy? Nie będzie tym zachwycona! - Wskazał ręką kartkę. Lady Helena podniosła papier, przedarła go na pół i wyrzuciła do kosza. - No wiesz, Lysandrze, zaczynam tracić do ciebie cierp¬liwość! Biedna dziewczyna nie zamierza przeglądać rachun¬ków, ona potrzebuje miłości! Czy ty już nie potrafisz myśleć? Tuż przed czwartą Lysander siedział w bibliotece. Ubrał się w najlepszy czarny frak z podwójnymi klapami, czarne bryczesy i buty z cholewami. Wyglądał blado, ale próbował wziąć się w garść. Kiedy Timson otworzył drzwi, wstał z bijącym sercem. Choć miał przygotowane zawczasu przemówienie, widok dziewczyny zaparł mu dech w piersiach. Dotychczas widywał ją jedynie jako skromną guwernantkę, ubraną w szare albo czarne stroje. Kiedy jednak ujrzał ją w zachwycającej błękitnej narzutce, podkreślającej kolor jej bławatkowych oczu, nie zdołał wykrztusić ani słowa. Przeszedł powoli przez pokój, nie odrywając wzroku od jej twarzy, a potem wyciągnął rękę i delikatnie rozwiązał wstążki kapelusika. Clemency stała jak zahipnotyzowana. Lysander zdjął jej kapelusz, musnął palcami włosy i jeden po drugim zaczął rozpinać guziki płaszcza. Następnie zsunął go z ramion dziewczyny i położył wraz z kapeluszem na krześle. - Mam nadzieję, że zgodzisz się mnie poślubić, bo zamierzam teraz zachować się bardzo nieprzyzwoicie - po-wiedział. Kąciki jej ust podniosły się w lekkim uśmiechu. - Znowu, milordzie? - zapytała z udaną powagą. Lysander rozchmurzył się nagle, zaśmiał się głośno i przyciągnął ją do siebie. - Lecz tym razem nie potrzebuję, by ktoś przedtem zdzielił mnie po głowie! Pocałuj mnie, najdroższa! Wkrótce oboje zapomnieli o całym świecie. Oprzytomnieli dopiero po dłuższej chwili i zaczęli rozmawiać. Lysander usiadł w potężnym fotelu ze skóry i posadził ją sobie na kolanach. http://www.gabinetystomatologiczne.edu.pl tak daleko. Czy będzie potrafiła skończyć to, co zaczęła? Miała nadzieję, że tak. Wyrzuci to z siebie raz na zawsze. Skończy z dręczącymi ją wyrzutami sumienia. - Poznałam Chada, gdy miałam szesnaście lat. Był ode mnie o dwa lata starszy. Spodobaliśmy się sobie, więc zaczęliśmy się spotykać. Musieliśmy to ukrywać, bo Chad powiedział, że jego mama jest straszną snobką i nigdy nie zaakceptuje naszego związku. Przysięgał, że mnie kocha, a i mnie się wydawało, że jestem w nim zakochana. Nigdy wcześniej nie miałam chłopca. - Podeszła do okna i stanęła plecami do Scotta. - Spędziliśmy razem całe lato. Z czasem poznawałam go coraz lepiej. Jednak on zaczął się zmieniać. Miewał dziwne wahania nastroju. Stał się nieobliczalny. Przerażał mnie - jej
Nie widziała Marka przez cały dzień i starała się nie myśleć o tym, Ŝe on jej unika. Nawet nie zadzwonił. LeŜąc w łóŜku tej nocy Alli usłyszała kroki Marka idącego do pokoju Eriki. Na dźwięk zamykanych drzwi wstała z łóŜka i narzuciła na siebie szlafrok. Zeszła do holu i zapukała jak najciszej do jego drzwi. Czas mijał i nic się nie działo. Zapukała znowu, wiedząc, Ŝe on tam jest. Sprawdź Na ten dźwięk natychmiast przybiegła Eliza, flirtująca na dole ze służącym Marka. Gdy tylko weszła do pokoju, wyczuła paskudny humor swojej pani. Nie zdziwiła się, widząc urwany sznurek dzwonka. - Co za obrzydliwa rudera! - krzyknęła Oriana. - Nie zamierzam pozostać tu ani dnia dłużej. Elizo, zacznij się pakować. - Ale... ale... - Rób, co każę! - ucięła ostro Oriana. Potem zwiesiła nogi z łóżka, włożyła pantofle i wzięła z biurka kartkę. Za jej plecami Eliza zerknęła na porzucony na łóżku list i oczy jej rozszerzyły się z przerażenia. Milordzie - pisała Oriana - z największą przyjemnością przystaję na pana prośbę. Moim zdaniem ten dom nie nadaje się nawet dla świń, życzę więc szczęścia z tą nieciekawą świętoszką. O. Baverstock. - Dopilnuj, by markiz to otrzymał - powiedziała, włożyła list do koperty, zakleiła i zaadresowała do Lysandra. Poczuła się znacznie lepiej. Wyjadą z tej dziury w południe i już na wieczór znajdą się w domu. To co, że markiz nie spełnił jej oczekiwań, nie on jeden na świecie! Przecież jest ładna, dobrze zabezpieczona na przyszłość, a w morzu pływa jeszcze mnóstwo ryb. Wymyślą z Markiem jakąś banalną historyjkę dla ojca i nikt się nie dowie, jak głęboko ją tu poniżono. Clemency miała właśnie wyjść na śniadanie, gdy rozległo się pukanie i weszła Molly. - Przepraszam, panienko, przyniosłam list od jego lordowskiej mości. - Pokojówka zauważyła wypieki na policz-kach dziewczyny i zaraz wysnuła własne, zupełnie prawid¬łowe wnioski. Biedaczka, pomyślała, zakochała się w mar¬kizie. Wszyscy wiedzą o konieczności sprzedania Candover Court, więc jaki będzie jej los? Z pewnością pan nie poślubi ubogiej guwernantki, a Molly wątpiła, czy panna Stoneham zechce wziąć pod uwagę inne możliwości. Na dole wrzało już od plotek, że Baverstockowie zostali odprawieni. Zadzierająca nos Eliza nie zdradziła się ani słowem, ale wszyscy doskonale wiedzieli, że goście nie pakują się tak nagle bez żadnego powodu. Baba z wozu, koniom lżej, pomyślała Molly. Przyszło jej nagle do głowy, że powinna powiadomić o tym pannę Stoneham; to, że panna Baverstock uwzięła się na nią, było wśród służby tajemnicą poliszynela.