- zbyt upojne było poczucie oswobodzenia się z grzechu, by mogło trwać długo. Opuściła wzrok na Biblię, otwartą na Psalmie XXIII: „Choćbym chodził ciemną doliną, Zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną...” Usiłowała skupić się na świętych słowach, szukała w nich ulgi i pokrzepienia. Po chwili zamknęła Biblię, po czym ponownie splotła dłonie na brzuchu. - Co to ma znaczyć, Glorio? Coś cię gnębi? - Gnębi? Owszem! - Gloria postąpiła parę kroków do przodu, dłonie zacisnęła w pięści. - Powiedz mi, co Biblia mówi na temat wybaczania? Albo na temat grzechu sądzenia bliźnich? Hope poczuła pełznące po plecach zimno, przejmujące jak sama śmierć. - Dobrze wiesz, co mówi. Znasz na pamięć całe wersety. - O tak, zadbałaś o to. Znam Biblię od deski do deski, chowałaś mnie przecież na aniołka... - głos jej się załamał. - A kiedy wymknęłam ci się spod kontroli, postarałaś się, żebym zostałam ukarana za swoje grzechy. I żebym zawsze o nich pamiętała. - Jestem twoją matką. Robiłam to dla twojego dobra. - A czy dla swojego dobra zrobiłaś równie wiele? Dla dobrej swojej duszy? „I odpuść nam nasze winy, jako i my wybaczamy...” Znasz te słowa? No, powiedz, znasz? Modlisz się tak codziennie? I co? I co, ty... - znów urwała, odgarnęła włosy opadające jej na twarz. - Poznałam dzisiaj Lily Pierron. Moją babkę. Widziałam dom, w którym się wychowałaś. Wiem, czego się dopuściłaś. Teraz już wiem. Hope zabrakło tchu. Wpatrywała się w córkę, a w głowie rozbrzmiewały echem jej słowa. Gloria wie. Dobry Boże, ona wie! Z trudem zapanowała nad sobą. Modliła się całe życie, żeby dzień taki jak ten nigdy nie nadszedł. Skoro jednak nadszedł, musiała stawić czoło Złu. - Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Z moją matką łączyły mnie serdeczne więzy. Byłam zrozpaczona, gdy Bóg zabrał ją tak wcześnie. - Przestań! Przestań wreszcie kłamać! - Gloria stłumiła łkanie. - Twoja matka żyje. Chociaż dzisiaj była bliska śmierci. Jak mogłaś... jak mogłaś... - słowa uwięzły jej w gardle. Odwróciła się od Hope i ukryła twarz w dłoniach. - Nie wiem nawet, co mam ci powiedzieć. Nie wiem... kim ty jesteś. - Opuściła ręce i spojrzała na matkę. - Nie wiem, kim ja jestem. Ponieważ kłamiesz. Ponieważ ukrywasz przede mną prawdę. Całe życie... - Jesteś Glorią St. Germaine - oznajmiła Hope. - Z nowoorleańskiej rodziny St. Germaine’ów. A ja jestem twoją matką. - A ona twoją! Opuściłaś ją! - Nic nie wiesz! http://www.grzejnikidekoracyjne.biz.pl - Pragnę, żebyś została moją żoną, bo cię kocham, Alexandro. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, a w jej turkusowych oczach podejrzliwość mieszała się z zaskoczeniem i gniewem. - Twoje „kocham” to po prostu kolejne słowo pomagające ci w manipulowaniu ludźmi. Ty nie wierzysz w miłość, Lucienie. Sam mi to powiedziałeś. - Byłem idiotą. - Nadal nim jesteś. Otwórz drzwi i wypuść mnie. - Nie. Tutaj jesteś bezpieczna, a ja cię przekonam, że mówię szczerze. Fiona i Rose myślą, że pojechałaś do Akademii Panny Grenville. Twoja przyjaciółka lady Victoria również. Usiadła na brzegu łóżka. - Jak zamierzasz mnie przekonać? - Usunę wszelkie przeszkody, którymi się zasłaniasz.
- Nie. Nawet nie jestem mężatką. - To skąd wiesz, jak obchodzić się z dziećmi? - Wychowywałam młodszą siostrę, a w college'u podczas weekendów dorabiałam sobie jako opiekunka do dzieci. - Musiało być nudno. - Nie powiedziałabym - odrzekła, uświadamiając sobie, że minęło dużo czasu, odkąd miała takie maleństwo w ramionach. W pamięci odżyły wspomnienia z lat studiów. Dzieci obcych ludzi ratowały ją wówczas przed tęsknotą za własną rodziną. Sprawdź Nie musieli aż tak bardzo strzec swojego świata, nie miał zamiaru wdzierać się do niego, nie chciał przynależeć do tego zadbanego, plastykowego, białoskórego tłumu, dzielić idiotycznych obaw tych ludzi i ich nieuzasadnionych uprzedzeń. Podszedł do windy, nacisnął guzik. Lily też nie należała do tego świata, aczkolwiek jej klienci pochodzili z podobnych sfer. Jakie jednak interesy mogły łączyć Lily z panią St.Germaine? Sięgnął do kieszeni, w której miał kopertę. Dostał ją dzisiaj rano z wyraźnym poleceniem oddania do rąk własnych pani Hope St. Germaine. Czy to możliwe, żeby tamta pracowała dla Lily? Była jedną z jej dziewcząt? Mało prawdopodobne. Z opowieści Lily wynikało, że dwa jakże odmienne światy spotykają się w punkcie wymiany rozkoszy na zysk, ale poza tym nie mają ze sobą nic wspólnego. Nikt nigdy, jak Lily sięgała pamięcią, nie „wybawił” żadnej z dziewczyn. Owszem, prostytutki dorabiały się, zaczynały nowe życie, stawały się szanowanymi kobietami, ale między bajki należało włożyć, co w istocie było bajką - historię Kopciuszka. Kim zatem była pani St.Germaine? Kiedy zadał to pytanie, Lily powiedziała, że starą znajomą, a w kopercie są prywatne listy sprzed lat, nic ważnego. Nie uwierzył jej. Nigdy nie widział Lily tak zdenerwowanej, podnieconej niczym pensjonarka. Rumieniła się, wyłamywała palce, to podekscytowana, to znowu wzburzona. Wspomniał, że dziwnie się zachowuje, a ona na niego fuknęła: wymysły. A przecież nigdy wcześniej nie widział jej w takim stanie. Coś przed nim ukrywała. Otworzyły się drzwi windy, Santos wsiadł do kabiny i nacisnął guzik na drugie piętro. Drzwi zaczęły się zamykać. - Chwila! Przytrzymaj drzwi! Do kabiny wpadła zadyszana dziewczyna, odgarnęła ze śmiechem włosy z czoła. - Dzięki. Te staruszki tak wolno jeżdżą, że musiałabym całe wieki czekać na następną. Odpowiedział uśmiechem, speszony nieco wrażeniem, jakie wywarła na nim jej zjawiskowa uroda. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie widział równie pięknej istoty. Za młoda dla mnie, pomyślał, zerkając na szkolny mundurek. - Nie ma sprawy. Które?