przewrócił oczami.

naukowego punktu widzenia. Widziałem tę jego lecznicę. Ani ścian, ani zamków, nic tylko łączki, zagajniczki, domki dla lalek, pagódki, altanki, stawy ze strumyczkami, oranżerie – po prostu rajskie miejsce. Chciałbym się tak poleczyć z tydzień, dwa. Metoda Korowina jest najbardziej, jak tylko może być, postępowa i dla psychiatrii nawet rewolucyjna. Do niego ze Szwajcarii i – aż strach powiedzieć – z samego Wiednia przyjeżdżają się uczyć. No, może nie uczyć się, tylko popatrzeć sobie, ale, tak czy inaczej, jest się czym pochwalić. Rewolucyjność polega zaś na tym, że Korowin trzyma swoich pacjentów nie w zamknięciu, jak to od dawna jest przyjęte w cywilizowanych krajach, tylko na zupełnej swobodzie – łaź sobie, gdzie tylko chcesz. To przydaje nowoararackiemu tłumowi ulicznemu szczególnej pikanterii: dojdź tu, kto ze spotkanych przechodniów to człowiek normalny, który przyjechał na wyspy pomodlić się, oczyścić dusze i świętej woduchny popić, a który stuknięty i klient Korowina. Niekiedy, co prawda, nie trzeba nawet łamać sobie głowy. Na przykład – nie zdążyłem zejść z parowca, kiedy podszedł do mnie wielce malowniczy okaz. Proszę sobie wyobrazić kosmyk bródki przy do czysta zgolonych wąsach, pod pachą zwinięty parasol (a przypominam, że padał ohydny, lodowaty deszczyk), berecik typu „Doktor Faust”, na długachnym nosie – ogromne okulary z grubaśnymi fioletowymi szkłami. http://www.karczma-austeria.pl/media/ mężczyzną prawie dwa razy od niej starszym... – Substytut ojca – podpowiedział Quincy. – Też doszedłem do tego wniosku – przyznał Mann i posłał Quincy’emu pełen wdzięczności uśmiech. Był wyraźnie zadowolony, że może popisać się znajomością psychologii przed wielkim agentem z FBI. – Ojciec odwiedzał ją? – naciskała Rainie. – Nie wiem. – A matka? – Nie wiem. – Jak na kogoś, kto pracował z nią przez cały rok, niewiele pan wie. – Była bardzo skryta, jeśli chodzi o rodzinę! – Ale nie wobec dyrektora Vander Zandena. – Nie byłem związany z Melissą Avalon. – Młody człowiek tracił resztki opanowania. –

namiętny charakter skłonny był zapominać, a że wiedział o tym swoim grzechu – starał się go przezwyciężyć. Porozmawiali o świeżo zakończonym procesie, wspominając różne jego zwroty i perypetie, potem o spodziewanym przyroście w rodzinie prawnika – przyszły ojciec niepokoił się tym, że dziecko będzie trzynaste z kolei, a władyka pokpiwał z Berdyczowskiego: że niby z was, wychrztów neofitów, zawsze najwięksi wstecznicy wyrastają, i wymawiał panu Sprawdź W wieku czterdziestu pięciu lat Pierce Quincy nadal dobrze się trzymał. Miał ciemne, siwiejące na skroniach włosy, był wysoki, szczupły i elegancko ubrany. Przeżył już swoje, wiedział, czego chce. Zawsze starał się być uprzejmy, ale nie miał ani krzty cierpliwości dla głupców. Zarabiał na życie, podróżując z miasta do miasta i polując na najgorsze potwory, jakie wydała rasa ludzka. Przenikliwe spojrzenie Quincy’ego niektórym wydawało się zniewalające, a innych całkowicie onieśmielało. Podczas podróży służbowych aktówka agenta specjalnego pękała od zdjęć z miejsc najbardziej brutalnych morderstw. Po piętnastu latach w branży mógł tasować te fotografie jak talię kart, co sprawiało, że był dumny ze swoich zwycięstw. Zasmucało go jednak, że odczuwał coraz większe zobojętnienie. Zbiegiem okoliczności Quincy akurat przebywał na Zachodnim Wybrzeżu, gdy z Quantico nadeszła wiadomość w sprawie strzelaniny w Bakersville. Teoretycznie był na urlopie i odpoczywał od badań naukowych z dziedziny kryminalistyki i zajęć na Akademii