- Ostro¿nosc nie zawadzi - odparła Marla.

i krzyczałas i... och, mamo. - Głos nagle jej sie załamał. Marla miała wra¿enie, ¿e peknie jej serce. Chciała chwycic córke w ramiona i mocno przytulic. Obiecac, ¿e ju¿ jej nigdy nie zostawi. Ale kiedy dotkneła ramienia Cissy, dziewczyna 228 podskoczyła i odsuneła sie, kucajac w najdalszym kacie łó¿ka. Marla westchneła cie¿ko i wstała. Nie potrafi nawiazac kontaktu z własna córka, pogarsza tylko i tak ju¿ okropna sytuacje. Nick czekał na nia, oparty ramieniem o framuge drzwi. Ruszył za Marla korytarzem. - Ona mnie nienawidzi - szepneła Marla, idac do windy. Nick przytrzymał drzwi i Marla weszła do kabiny. - To nastolatka. A ty jestes jej matka. Wszystkie nastolatki zachowuja sie tak. jakby nienawidziły swoich matek. - Nacisnał guzik. - Nie, tu chodzi o cos wiecej. - Nie martw sie tym dzisiaj. - Jednym palcem dotknał brody, unoszac głowe Marli i zmuszajac ja, by spojrzała mu w oczy. http://www.kardiologkielce.info.pl powodu nerwów albo zupy, albo jednego i drugiego, nie wiem - powiedziała z trudem. Ledwo mogła otworzyc usta. Mimo bólu zmuszała wargi do ruchu. -Ostatnio byłam dosyc spieta. W ka¿dym razie po kolacji poczułam sie nie najlepiej i poszłam na góre, ¿eby sie poło¿yc i... - Zawahała sie i postanowiła nie zwierzac sie lekarzowi z tego, ¿e wyczuła czyjas wroga obecnosc w swoim pokoju. Przynajmniej nie teraz. Najpierw musi odzyskac jasnosc umysłu, musi byc pewna, ¿e ten człowiek nie był tylko czescia złego snu. Musi te¿ zdecydowac, komu rzeczywiscie mo¿e zaufac. -Wiec... obudziłam sie... prawdopodobnie z powodu złego snu i ogarneły mnie straszne mdłosci. Musiałam zwymiotowac. Nie potrafiłam sie powstrzymac. - Potrzasneła głowa- To było

spojrzała w oczy filigranowej kobiety, której nie poznawała. - Katrina Nedelesky - powiedziała nieznajoma, wyciągając rękę. - Ach, ta reporterka. - Zgadza się. Magazyn „Lone Star”. - Ujęła dłoń Shelby małymi, mocnymi palcami i uścisnęła ją zdawkowo. - Chciałabym z panią porozmawiać. Shelby zerknęła na zakrzywione lustra w pobliżu sufitu. Na zniekształconym odbiciu było widać, że stojąca przy Sprawdź twoja wina. Usłyszała szybkie kroki na schodach, a potem bli¿ej, na korytarzu. Dzieki Bogu! Drzwi otworzyły sie z trzaskiem i do pokoju wpadł Tom. Stanał jak wryty, z przera¿eniem patrzac na zakrwawione łó¿ko, półnaga Kylie, Aleksa, Marle i nagiego me¿czyzne le¿acego w kacie. - Co, u diabła... - Dzwon na policje! - krzykneła Kylie. Monty jeczał, a Alex przy ka¿dym płytkim, urywanym oddechu wypluwał z płuc krew. Tom stał, osłupiały. - O Bo¿e, nie! Kochanie, nie umieraj... - łkała Marla. - Nie teraz. Nie teraz, kiedy w koncu wszystko jest nasze.