Rainie uniosła brwi. Sanders wyraził swoje zdziwienie bardziej dosadnie:

pasującą do owalnego, troszeczkę piegowatego oblicza. Wystrojona i wypiękniała mieszkanka Zawołżska, jak to z kobietami bywa, przeobraziła się nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie. Krok nabrał lekkości, stał się jakby posuwisty, ramiona wyprostowały, szyja trzymała głowę zwróconą nie w dół, lecz w górę. Przechodzący mężczyźni oglądali się, a dwóch oficerów nawet przystanęło, przy czym jeden gwizdnął z cicha, a drugi powiedział do niego z wyrzutem: „Fe, Michel, co za maniery”. Przy wejściu do biura turystycznego „Cook and Kantorowicz” przyczepiła się do eleganckiej damy złośliwa i brudna Cyganka. Zaczęła grozić nieuchronnym nieszczęściem, nocnymi strachami i śmiercią przez zatonięcie, a za odczynienie owych plag domagała się dziesięciu kopiejek. Pelagia prorokini wcale się nie przestraszyła, tym bardziej że w niezbyt odległej przeszłości uniknęła śmierci w nurtach Rzeki, ale i tak dała wiedźmie pieniędzy, i to nie dziesięć kopiejek, ale całego rubla – żeby na przyszłość była lepsza i nie uważała wszystkich ludzi za wrogów. W agencji turystycznej, w której mieścił się też sklepik z utensyliami podróżnymi, przepuściła następne półtorej setki z biskupich oszczędności – na dwie przecudne szkockie walizki, przybory do manikiuru, etui do okularów wykonane z masy perłowej, dające się przytroczyć do pasa (i ładnie, i wygodnie), a także na bilet do nowoararackiego klasztoru, dokąd trzeba było jechać najpierw koleją żelazną do Wołogdy, potem karetą do Modroozierska, a dalej statkiem parowym. – Na pielgrzymkę? – z szacunkiem upewnił się urzędnik. – W samą porę, póki mrozy nie http://www.kisleonardo.pl/media/ wobec hierarchów, na przykład wobec Waszej Przewielebności? W takim razie przedstawienie z Czarnym Mnichem mogłoby mieć na celu wybawienie Nowego Araratu od zgiełku i tłumów. Wiadomo, jaki poziom perfidii, a nawet okrucieństwa, może osiągnąć fałszywie pojmowana pobożność – dzieje religii są pełne takich smutnych przykładów. Możliwe też, że winowajcą jest jeden z pustelników mieszkających na wyspie. Dlaczego i po co – nie próbuję się nawet domyślać, bo na razie o życiu świętych starców prawie niczego mi nie wiadomo. Jednak wszystkie niejasne wydarzenia są tak lub inaczej związane właśnie z pustelnią i obracają się wokół niej. Trzeba zatem rozpatrywać i tę wersję. Byłam dzisiaj na Rubieżnej (tak, tak, proszę się na mnie nie gniewać) i igumen Izrael zadał zagadkę, której sens nie jest dla mnie jasny. Wypadnie udać się tam raz jeszcze. Teraz dwa przypuszczenia niemające nic wspólnego ze sprawami

Pod ich uważnym spojrzeniem przybrał niemal przepraszający ton. – Szukałem, Rainie. Zostałem tam do jedenastej w nocy, żeby sprawdzić jego historyjkę. Wkurzyłem chyba wszystkie grube ryby w mieście, ale nic nie wskórałem. Przez cały wtorek Avalon miał spotkanie służbowe. Jego sekretarka zaklina się, że to prawda, a wtóruje jej dwóch wysoko postawionych bubków. Od południa prawie do dziewiętnastej pracowali nad jakąś umową. Sprawdź – Znów po ptasiemu – podsumował przemowę brat Kleopa. – Niedługo całkiem na mowę ptasząt niebieskich przejdzie. Tej gadaniny nawet nie będę próbował zapamiętać, zmyślę coś tam ojcu ekonomowi. – Czekaj, ojcze – zaoponował Pelagiusz. – O mirowarcu to chyba z Księgi Jezusa, syna Syrachowego. Mirowariec to w języku cerkiewnosłowiańskim „lekarz”, „aptekarz”, mieszanina to „lekarstwo”, uczenie mówiąc – „mikstura”. Tylko co nonfacit ma oznaczać – tego nie wiem. Jeszcze kilka razy powtórzył nonfacit, nonfacit i zamilkł, więcej już z przewoźnikiem nie rozmawiał. Na pożegnanie powiedział: – Do jutra. A nazajutrz twarz Poliny Andriejewny była już prawie całkiem w porządku, tylko troszeczkę mieniła się słomkowo. Taki też odcień miał dzień: z łagodnym słońcem, mgliście przydymiony.