profesjonalnej pomocy byłoby przyznaniem się do słabości. A ona nigdy sobie na to nie

gabinetu zostawiono otwarte. Pogoda była rozkoszna. Ani obłoczka, ani wietrzyka – nic, tylko złoto listowia i łagodne drżenie powietrza. Ale odemknięte skrzydło żaluzji nagle poruszyło się – tylko odrobinkę, lecz przed profesjonalnym wzrokiem policmajstra ta anomalia się nie ukryła. Ach, tak – zakonotował sobie w pamięci pan Feliks. Zobaczymy, co będzie dalej. Popatrując kątem oka na ciekawą żaluzję, pułkownik ściszył głos. – Nie, drogi panie doktorze, widma komunizmu Czarny Mnich wcale nie przypomina. Obserwujemy natomiast niepewność i niepokój wśród ludności, a to już jest nasza sprawa. – A zatem Lentoczkin to wasz tajniak? – Korowin pokiwał głową ze zdziwieniem. – Nigdy bym nie pomyślał. Widać, że chłop zdolny, daleko by zaszedł. Ale teraz to, niestety, wątpliwe. Szkoda chłopaczka, bardzo, bardzo z nim źle. A najgorsze, że nie mogę znaleźć żadnego, choćby trochę podobnego precedensu medycznego. Nie mam pojęcia, jak przystąpić do leczenia. A czas mija, drogocenny czas. Długo on tak nie pociągnie... Rozmowa wreszcie zeszła na sprawy poważne. – Co on panu opowiedział o wydarzeniach tej nocy? – spytał pułkownik i wyjął notes. Doktor wzruszył ramionami. – Nic. Po prostu nic. Był w takim stanie, że nie mógł opowiadać. Ja mu się nie podobam – stwierdził w myśli Lagrange, i to do tego stopnia, że nie uważa za konieczne tego ukrywać. No, ale nic, kochaneczku, fakciki, tak czy inaczej, mi przedstawisz, od tego nigdzie nie uciekniesz. Na głos nic nie powiedział, tylko wyraziście postukał ołówkiem po papierze: niby – http://www.klinikaonline.pl – Nie ma nikogo, z kim mógłby porozmawiać. Szkoda, że go nie słyszałeś dziś rano. Błagał o śmierć. Do diabła, to jest nasz syn! Becky zsunęła się z łóżka, nie wypuszczając z objęć Wielkiego Misia. Ostrożnie, żeby nie narobić hałasu, podkradła się pod drzwi salonu i przylgnęła do ściany. – Nie możemy nic więcej zrobić – usłyszała głos ojca. – Musimy po prostu... wierzyć, że Danny wyjdzie z tego. – Nie. – Sandy... – Jest jeszcze jedna możliwość. – A pewnie! – On to zrobił, Shep! Och, na litość boską, nie zasłaniaj uszu jak dziecko. Danny zadzwonił do mnie dziś rano, o szóstej, i powiedział, że to on pociągnął za spust i nie potrafi o tym zapomnieć. Ma dopiero trzynaście lat. Nie wiem, jak do tego wszystkiego doszło.

Myślała, myślała, aż wymyśliła. Ubrała się w najprostszą suknię z czarnego tybetu. Głowę obwiązała pielgrzymią chustą, jak najciaśniej, po same kąciki oczu. Wyzierającą spod chusty część siniaka pokryła blanszem. Jeśli ktoś się specjalnie nie będzie przyglądał – ujdzie, prawie nic nie widać. Przemknęła do wyjścia, zasłaniając policzek chusteczką. Żółty sakwojaż zabrała ze sobą, nie zaryzykowała pozostawienia go w pokoju. Wiadomo, jaka jest służba hotelowa – Sprawdź Sandra spędziła w Bakersville całe życie i nie chciała wychowywać dzieci nigdzie indziej. Wciśnięta między przybrzeżne łańcuchy górskie Oregonu na wschodzie i Pacyfik na zachodzie, otoczona wysokimi szczytami dolina słynęła z czarnobiałej rasy Holstein. Na jednego mieszkańca przypadały tu dwie mleczne krowy, a rodzinna farma oparła się nowocześniejszym formom gospodarowania. Ludzie znali się nawzajem i uczestniczyli wżyciu sąsiadów. Latem mieli do dyspozycji plaże, jesienią szlaki spacerowe. Na kolację można było zjeść świeżo złowionego kraba i miskę świeżo zebranych truskawek ze świeżo ubitą śmietaną. Całkiem niezłe życie. Wszyscy skarżyli się tylko na jedno – na pogodę. Niekończące się szare zimy i gęste jak zupa mgły działały na niektórych przygnębiająco. Ale Sandy lubiła szare, mgliste poranki, kiedy góry ledwo wyłaniały się z flanelowego całunu, a świat spowijała cisza. Jako młode małżeństwo często o świcie wyprawiali się z Shepemna spacery. Zakładali kurtki i czarne kalosze, a potem brodzili po zroszonych polach, czując na policzkach