Ktos. Jakis me¿czyzna, tak mi sie wydaje. I nagle ten człowiek

- Mysle. A w ka¿dym razie próbuje. - Wymysliłas cos? - Niestety nie - odparła ze smutnym półusmiechem. - A ty? Co tu robisz? - Przyszedłem zobaczyc sie z toba. - W cieniu jego twarz wydawała sie twarda i kanciasta. Marla widziała mocno zarysowana szczeke, waskie wargi i niezupełnie prosty nos. Stał nieruchomo pod obrosnietym clematisem łukiem, jakby bał sie podejsc bli¿ej. - Chciałem porozmawiac z toba na osobnosci. Marla zesztywniała. Czuła na sobie jego palacy wzrok. Zakazane wizje, pełne namietnych pocałunków, znowu staneły jej przed oczami. Nagle zaczeła sie zastanawiac, jakby to było kochac sie z nim, dotykac go, czuc silne miesnie grajace pod skóra, przesunac dłonia po twardym, nieogolonym podbródku. Poczuła budzaca sie w jej ciele ¿adze i natychmiast skarciła sie w duchu za takie mysli. Jest me¿atka. Me¿atka. A to brat jej 168 me¿a. Nie wolno jej fantazjowac na jego temat. Nie mo¿e sobie na to pozwolic. http://www.konstrukcjestalowe.edu.pl/media/ wisiały na scianach, imadłem i podnosnikiem samochodowym, którego i tak nie byłaby w stanie dosiegnac, w gara¿u nie było nic. Nic jej ju¿ nie pomo¿e. Jesli nie zdoła wejsc do komputera, on sie wscieknie i... i... o Bo¿e, nie mogła nawet myslec o tym, co mo¿e wtedy spotkac Jamesa. Winda zjechała na dół, drzwi sie otworzyły i Monty wepchnał ja do srodka. James marudził głosno, co wprawiało Monty'ego w coraz wieksza irytacje. - Zamknij sie - warknał do dziecka. - Jest zmeczony. - Co za pech. Ucisz go. - Wiec mi go oddaj. - Wyciagneła rece, ale Monty

swojego pikapa. Ktoś chciał, żeby stary człowiek zginął - ktoś zbyt niecierpliwy, by zaczekać tych kilka tygodni. Kto? Zadręczając się tym pytaniem, Shep zajechał przed swój dom i spostrzegł, że talerz satelity na dachu znowu się przekrzywił. Powinien go poprawić, a przy okazji przytwierdzić kilka nowych asfaltowych gontów. Ale cóż, dach, farba, talerz satelity i wszystkie inne domowe obowiązki, których listę Peggy Sue sporządziła i przytwierdziła Sprawdź dziewczyna, ¿eby urodziła dla niej dziecko... ¿eby zajeła jej miejsce? - Moim zdaniem tak własnie było. Dobrze sie zło¿yło, ¿e Kylie Paris była płodna i zrobiłaby wszystko dla pieniedzy, a 421 przy tym miała te sama grupe krwi, 0 Rh-. No i udało jej sie wydac na swiat chłopca. - To niemal graniczy z cudem. - Sa siostrami przyrodnimi - maja te sama grupe krwi, co ich ojciec. Stad ten minus. Wystepuje znacznie rzadziej ni¿ plus. Paterno zmru¿ył oczy. - A gdyby ma¿ Marli nie chciał sie na to zgodzic?