Pote¿ny niegdys me¿czyzna, z duma obnoszacy swa sprawnosc

odwiedzic. - Doszła do wniosku, ¿e to dobry pomysł, 310 przypomniała sobie o kluczach, które znajdowały sie w jej kieszeni. Z pewnoscia którys bedzie pasował do jednego z samochodów stojacych w gara¿u, nawet jesli Eugenia sama nie jezdzi. Ale Marla nie smiała sie przyznac, ¿e ma klucze tesciowej. Najpierw sama musi dostac sie do gabinetu. Nick szedł za nia. - Chcesz, ¿ebym cie tam zawiózł? - Tak. - Nagle była tego pewna. Nie tylko tego, ¿e chce odwiedzic ojca, ale i tego, ¿e chce, by Nick był razem z nia. Podała mu zdjecia Pam Delacroix. - Im predzej, tym lepiej. - Wiec chodzmy. - Wezme tylko płaszcz, torebke i... - Uswiadomiła sobie nagle, ¿e nie ma portfela, prawa jazdy, kart kredytowych ani nawet ubezpieczenia. Jakby nigdy nie istniała. - Zaraz zejde. - Pobiegła szybko na góre, znalazła skórzana torebke na długim pasku, okulary przeciwsłoneczne i szminka. Pomyslała o kluczach i doszła do wniosku, ¿e lepiej byłoby gdzies je schowac... ale gdzie? Gdzies, gdzie nikt ich nie znajdzie. http://www.korekcja-wzroku.net.pl/media/ Zanim uda im sie kogos tu sciagnac, on zda¿y zrobic swoje. W szpitalu było troche zbyt jasno, ale niewiele mógł na to poradzic, wiec tylko wsadził na nos okulary w szylkretowych oprawkach. Bez trudu wszedł w role internisty i pewnym krokiem sunał teraz szpitalnymi korytarzami. Na piersi miał przypieta plakietke identyfikacyjna ze zdjeciem i nazwiskiem doktora Carlosa Santiago. Miał nadzieje, ¿e nikt nie zauwa¿y, i¿ jego twarz ró¿ni sie od tej na zdjeciu. Kroczył szybko, bez wahania, jak ktos, kto wie, co robi. Jak ktos, kto tu przynale¿y. Co za ironia. On przecie¿ nigdy nigdzie nie przynale¿ał, zawsze był

kroki, a kiedy Shelby skręciła w stronę kuchni, omal nie wpadła na Lydię, gosposię ojca. Ciemne oczy ją rozpoznały, na twarzy pojawił się uśmiech radości. - Seńorita Shelby! - Lydia uśmiechała się od ucha do ucha. Jej niegdyś czarne włosy, starannie splecione i zwinięte w kok nisko na szyi, były teraz poprzetykane siwizną. Nieliczne, niesforne kosmyki okalały twarz, którą Shelby pamiętała z młodości. Z biegiem lat talia Lydii trochę się zaokrągliła, ale na twarzy nie było zmarszczek, a skóra o miedzianej karnacji z meksykańskimi akcentami i typowymi dla Indian wystającymi kośćmi policzkowymi Sprawdź - Podobno Aloise jest na granicy obłędu. - Już mówiłam, że nie znam Estevanów - odparła Shelby i Katrina znowu zwróciła na nią swoje zimne, niebieskie oczy. - To co, może jutro? - zagadnęła. - Mogłabym się z panią spotkać wczesnym popołudniem. - Naprawdę nie sądzę, żebyśmy miały o czym ze sobą rozmawiać. Katrina się uśmiechnęła. - Nie byłabym tego taka pewna - rzuciła z błyskiem w oku, jakby sugerowała, że w przeciwieństwie do niej wie o czymś bardzo ważnym. - Zatem do zobaczenia. - Proszę najpierw zadzwonić. - Dobrze, zadzwonię. - Katrina odwróciła się i podeszła do lady, a Shelby usiłowała stłumić w sobie przeczucie, że z tą reporterką pojawią się wielkie kłopoty. W domu Estevanów panowało wielkie zamieszanie. Światła zaparkowanej byle jak karetki pulsowały w nocy. W pobliżu stał wóz policyjny na wolnych obrotach - jeden funkcjonariusz nadawał przez radio, drugi zapewne