- To pomóż mi się dostać do tamtych książek - wskazała na tomy ustawione na czwartej półce.

jest dziesięć razy gorsze? Uśmiechnął się szerzej. - Aż dziesięć razy? Dziwne, że jeszcze w ogóle ktoś mnie toleruje. - Właśnie. - Proszę powiedzieć, co ma mi pani do zarzucenia. Odwróciła się do kominka. - Nie. - Dlaczego? - Bardzo dobrze pan wie, że denerwuje ludzi. Robi to pan celowo. Nie zamierzam sprawiać panu przyjemności, wymieniając starannie pielęgnowane wady. - Prawdziwy ze mnie diabeł. - Jest pan podły. Dodanie do opisu paru cech nie zmieni samego faktu. Lucien zmierzył ją wzrokiem. Znowu zaczęło go ćmić w skroniach. Prawdopodobnie przez całą jazdę do domu zastanawiała się nad tym, co mu powie. - Dlaczego uważa mnie pani za podłego? - spytał, odstawiając kieliszek. Był bardziej ciekawy odpowiedzi, niż się przed sobą przyznawał. - Po pierwsze, wciąż pan obraża i poniża swoje krewne. Uniósł brew. - Są jeszcze inne zarzuty? - Tak. - Wyprostowała się i przeszyła go wzrokiem. - A mówię to tylko dlatego, że http://www.landb.pl miała zieloną, pozbawioną połysku emalią, która wskutek długotrwałego użytkowania zaczynała się łuszczyć i odpry- ski wad Poza wysięgnikami, na których osadzono oczy, niewiele więcej dało się zaobserwować. Cały system mo- toryczny został ukryty. Po obu stronach metalowego kor- pusu widać było zarysy drzwi. Właśnie przez nie wysuwa- ły się magnetyczne chwytaki, ilekroć zachodziła potrzeba ich użycia. Przód korpusu był ostro zakończony, a także specjalnie wzmocniony. Dodatkowe warstwy metalu, przyspawane z przodu i z tyłu do kadłuba, nadawały Nia- ni wygląd jakiejś wojennej machiny. Przypominała czołg. Albo statek kosmiczny w formie kuli, który właśnie przy- był na ziemię. Była podobna do owada. Jakiegoś olbrzy-

- Nie masz prawa... Panna Gallant położyła ciepłą dłoń na jego zaciśniętej pięści. - Skoro lord Kilcairn mówi, że lord Hannenfeld jest tu niemile widziany, to go nie zaprosimy - oświadczyła. Nie pamiętał, żeby komuś zależało na jego dobrym samopoczuciu. Uścisnął jej rękę i szybko zabrał dłoń. Niech zatęskni za dłuższym kontaktem, tak jak on. Sprawdź Utrzymywała kontakt tylko z jedną z dawnych koleżanek, z Katherine Davenport. Dzięki temu znalazła pracę opiekunki do dziecka i mogła się ukryć. Bryce znowu przeszył ją wzrokiem, który przyprawiał o drżenie. Nie chciała tak reagować, a z drugiej strony nie marzyła o niczym innym, jak tylko o tym, by utonąć w jego ramionach i zapomnieć o całym świecie. Żeby się opanować, wstała od stołu i zaczęła zbierać naczynia. Naprawdę nie mogła znieść spojrzenia tych niebieskich oczu. Tymczasem Bryce przestał karmić dziecko i znów ogarnął ją wzrokiem. Podczas obiadu była bardzo cicha. Rozmawiali trochę o codziennych sprawach. Doskonale wiedział, iż nie powinien był całować Klary, ale ten pocałunek wydawał się taki naturalny. Mężczyzna nie chciał się zastanawiać na tym, co zrobił. Z jednej strony pragnął, by Klara się przed nim otworzyła, a z drugiej zachowywał się nieodpowiedzialnie. Skrzywił się na tę myśl. ~ Obiad był świetny - powiedział. - Dziękuję. Cieszę się, że nie wyszłam z wprawy. - Chyba nie zajmowałaś się gotowaniem w ambasadzie. - To znacznie trudniejsze niż praca w ambasadzie - odrzekła i pomyślała, że nigdy nie przypuszczała, iż praca niani może dawać tyle satysfakcji. Bryce zsadził Karolinę z krzesełka i postawił na podłodze, a dziewczyna zrobiła taki gest, jakby chciała wziąć małą na ręce. - Odpocznij - powiedział. - Ja ją wykąpię i położę. Kiedy wychodził z dzieckiem, odprowadziła go wzrokiem. Dziewczynka pomachała jej rączką na dobranoc, a ona przesłała małej całuski. Wiedziała już, że bardzo kocha Karolinę. Sama myśl o tym, iż nigdy więcej miałaby nie zobaczyć Bryce'a ani małej, sprawiała jej dojmujący ból. A przecież kiedyś się z nimi w końcu rozstanie. Niepokoiło ją, że Mark był ciągle na wolności. Wiedziała, że mógł jej szukać, na pewno zorientował się, że znikła. Włączyła zmywarkę i poszła sprawdzić, czy wszystkie drzwi są zamknięte, a alarmy działają. Kiedy wróciła do salonu, trzęsły się jej ręce na myśl, że Bryce'owi lub Karolinie mogłoby grozić niebezpieczeństwo, gdyby Faraday ją tu znalazł. Usiadła na kanapie i wyjrzała przez okno. Na zewnątrz zainstalowano lampy, które oświetlały przystań. Łódka i jacht spokojnie kołysały się na wodzie. Bryce poszedł do salonu, wiedząc, że znajdzie w nim Klarę. Nie przypuszczał tylko, iż dziewczyna będzie taka smutna.