której cierpliwosc zaczynała ju¿ działac Marli na nerwy.

Cissy zło¿yła na policzku Marli obowiazkowy pocałunek i szybko sie cofneła. Wysoka jak na swój wiek, smukła i ubrana na czarno od stóp do głów. Miała lekko opalona skóre, gdzieniegdzie poznaczona wypryskami, których nie zdołała ukryc pod makija¿em, i oczy obwiedzione grubymi czarnymi kreskami. - Czesc - odezwała sie niepewnie. - Czests. - To było wszystko, co udało sie Marli wydobyc spomiedzy scisnietych zebów. Ta dziewczyna jest jej córka? Dlaczego wiec nic nie czuje, dlaczego nie ma ¿adnych wspomnien z nia zwiazanych... zupełnie ¿adnych? Co stało sie ze struna miłosci macierzynskiej w jej sercu? Dlaczego nie pamieta jej narodzin ani przewijania niemowlecia, ani poobijanych kolan, ani wypadania mlecznych zebów, ani bólu, jakiego doznała, słuchajac o jej pierwszej, dziewczecej pora¿ce? To wszystko musiało sie wydarzyc, ale Marla nie mogła sobie przypomniec niczego, co miało zwiazek z jej ¿yciem. Czuła wewnatrz pustke. To było przera¿ajace. Przera¿ajace jak diabli. - Wiedziałem, ¿e sie obudzisz! - Głos Aleksa zagłuszył http://www.logopedawarszawa.org.pl twarzy ciekła mu strużka potu, od której błyszczały cienkie, mocno już siwiejące baczki. - Słyszałeś o starym Calebie Swaggercie? - zagadnął, patrząc na horyzont, gdzie zebrało się kilka chmur, które rozpraszał lecący na północ samolot. Nevada poczuł, że jeżą mu się włoski na karku. Oparł się o słupek ganku, gdy tymczasem Shep sadowił się na jednym z kupionych na wyprzedaży krzeseł. - Co takiego? Shep przez chwilę popijał piwo, zerkając na odziedziczone przez Nevadę szkaradne ranczo. W końcu chrząknął i powiedział: - Wygląda na to, że stary Caleb niedługo umrze. Rak. Lekarze w Coopersville nie dają mu nawet miesiąca. - Kolejny długi łyk. Nevada ścisnął palcami swoją puszkę. - I wyobraź sobie, Caleb twierdzi, że odnalazł Jezusa. Nie chce umrzeć jako grzesznik. Dlatego zamierza zmienić swoje zeznanie. Nevada poczuł, jak napinają mu się wszystkie mięśnie. Ledwo poruszając wargami, zapytał: - To znaczy?

- Jezu, Shelby, chcesz nas zabić? - zapytał Todd, nachylając się do przodu. Zalatywało od niego tanim winem, papierosami i marihuaną. Potargane od wiatru włosy sterczały mu na wszystkie strony. - Nie. Wygląda na to, że pod tym względem doskonale sobie radzisz bez niczyjej pomocy. Lily zachichotała i wraz z Toddem wygramoliła się z samochodu. Na frontowym trawniku chłopak próbował ją objąć, ale ona uskoczyła i zatoczył się na żywopłot. - Na pewno nie chcesz wejść? - zapytała Lily. Jej biała suknia w świetle lampy wydawała się niebieska, a Sprawdź - Zamknij się, Frank, do kurwy nędzy, bo ci wbiję zęby w gardło tak mocno, że wylezą ci tyłkiem. Kapujesz? - Hej, McCallum, on tylko cię podpuszcza. Uspokójmy się wszyscy i grajmy, dobra? - Jeb próbował załagodzić sytuację. - Starczy nam Jacka danielsa jeszcze na jedną, dwie kolejki, a potem ten, który wygra, może nas zabrać do White Horse, okej? Napięcie było elektryzujące. Nikt nie odpowiedział. Shelby wstrzymała oddech. Ręce miała wilgotne od potu. - Dobra - odparł McCallum basowym, chrypiącym głosem. - Obstawiam. Shelby była rozdygotana; żałowała, że nie przyszło jej do głowy jakieś inne miejsce na schadzkę. Ohydna rozmowa wciąż rozbrzmiewała w jej uszach i sprawiała, że ciarki przechodziły jej po plecach. Gdyby miała choć trochę rozumu, zawróciłaby, wsiadła do samochodu i pojechała do domu. Zapomniała o tradycji piątkowego pokera wśród niektórych pracowników rancza, którzy pili, grali w karty, a potem czasami jechali do miasteczka. Jeżeli teraz zawrócisz, nie zobaczysz się z Nevada. O, co to, to nie. Pełna determinacji, wyprostowała się i powoli ruszyła naprzód. Ukryta w ziemi, z dala od buczącego, błękitnego