z powodu pragnienia matki, by obaj jej synowie byli blisko niej

Lindquist, tak, ona te¿ przysłała kartke do szpitala. Joanna i Ted. Miller... Randy i Sonja. Oboje byli tu zapisani, ale pózniej imie Sonji zostało wykreslone, jakby umarła albo wyjechała... Sztywnymi palcami przewróciła kilka kartek, szukajac nazwisk zaczynajacych sie na litere D. Miała nadzieje, ¿e znajdzie tu Pam Delacroix, ale w kalendarzu nie było nikogo o tym nazwisku. - Dziwne - wyszeptała. Zamkneła kalendarz, otworzyła go i zaczeła od nowa. Powoli, kartka po kartce, przejrzała cała czesc adresowa. Mo¿e nazwisko Pam zostało omyłkowo zapisane pod inna litera? Znalazła kilka osób, które przysłały jej kwiaty i ¿yczenia: Bill i Sheryl Bancroft, Mario Dimetrius, Joanna i Ted Lindquist, i... Kylie Paris... W tym miejscu serce nagle zabiło jej mocniej. To nazwisko wydało jej sie znajome... tak, zdecydowanie... jakby... jakby Kylie Paris była jej przyjaciółka lub krewna... kims bliskim i drogim. Ale adres i numer telefonu z niczym jej 123 sie nie kojarzyły. Mysl, Marla, mysl. Dlaczego imie tej kobiety wydaje ci sie znajome, a cała reszta nie? http://www.maszynadoszycia.net.pl/media/ - Co? Och, czesc kotku - powiedziała, ciagle wstrzasnieta. Była pewna, ¿e ta kobieta, w taniej bawełnianej spódnicy i sandałkach, była jej matka, ¿e to ona własnie ja wychowała. - Przepraszam, chyba... chyba sniłam na jawie. Twarz Cissy wyra¿ała niepokój i strach. Z włosów sciekały jej krople wody, spadajac jej na ramiona i wielki ¿ółty recznik, którym sie owineła. Jedna reka przytrzymywała go na piersi. - O czyms strasznym? - Nie, to tylko... wspomnienie, tak mi sie w ka¿dym razie wydaje -powiedziała Marla, usiłujac otrzasnac sie z wra¿enia, jakie pozostawiła po sobie ta wizja z przeszłosci. - Sprzed wielu, wielu lat. Ale ju¿ po wszystkim, a ja przyszłam tu, ¿eby z toba porozmawiac.

mu Marla, z trudem wymawiajac jego imie. - Ale o to, ¿e nie pamietam zupełnie niczego, co wiazałoby sie z moim ¿yciem, choc pamietam inne rzeczy -bardziej ogólne. Ale nie moge sobie przypomniec moich rodziców ani tego, kiedy mam urodziny, ani czy mam braci albo siostry, ani... - Chcesz powiedziec, ¿e nie pamietasz nas? - spytała Sprawdź Miał strzaskana kosc przedramienia. Wygladał, jakby opusciła go wszelka chec walki. - Co takiego powiedziałes? ¯e chcesz wszystkiego? ¯e wszystko ci sie nale¿y? - zadrwiła Kylie, ciagle mierzac w jego ¿ałosne, nagie ciało, choc rece jej dr¿ały. - Có¿, zdaje sie, ¿e wreszcie dostaniesz to, co sie nale¿y. I bedzie to piekło! - spojrzała w dół, na swoja przyrodnia siostre. Marla, z rozmazanym po całej twarzy tuszem do rzes, próbowała przywrócic ¿ycie swojemu me¿owi. - Alex, Alex, prosze, nie umieraj... Kylie, stojac nad nia, mocniej przytuliła do siebie Jamesa. Prawie zrobiło jej sie ¿al Marli Amhurst Cahill. Prawie. Trzy godziny pózniej Kylie siedziała przy łó¿ku Nicka na