Przez chwilę trwało milczenie, aż w końcu zapytał:

– Clark pokazał wam poufne dokumenty. Lepsza z ciebie sztuka, niż myślałem. – Zmrużył oczy, zdegustowany tym, że serce zaczęło mu bić mocniej, a dłonie zwilgotniały. – Nie powinnaś była tego robić, Sylwio. Popełniłaś błąd. – Do diabła z tobą! – wrzasnęła. – Powiedziałam Juliannie, żeby uciekała tak daleko, jak tylko może, jeśli chce ocalić siebie i... dziecko. Nigdy jej nie znajdziesz. Nigdy! Przez chwilę zastanawiał się nad tą przerażającą ewentualnością, lecz w końcu zaśmiał się gardłowo. – Jasne, że znajdę. To mój zawód. A potem będziemy już tylko we dwoje! – Nie, nieprawda! Nie masz szans! Ty...! Nacisnął spust. Mózg wraz z krwią rozprysł się na drewnianym wezgłowiu i ochlapał ładną tapetę w różyczki. John wstał i spojrzał na pobojowisko. – Dobranoc, Sylwio – mruknął, a potem odwrócił się i ruszył przed siebie w poszukiwaniu Julianny. CZĘŚĆ PIERWSZA KATE I RICHARD ROZDZIAŁ PIERWSZY Mandeville, stan Luizjana, sylwester 1998 http://www.meble-biurowe.biz.pl Otworzył ramiona. – Chodź bliżej. Przechyliła się w stronę Luke’a i przywarła do niego mocno. Jej strach narastał z każdą sekundą. – Już czas. Wiedziała, że ma rację, ale jeszcze przez chwilę tuliła się do niego. Luke był jej życiem. Właśnie w tej chwili, kiedy gdzieś w ciemnościach czaiła się śmierć, rozumiała to lepiej niż kiedykolwiek. Zamknęła oczy i zaczęła się modlić, chcąc podziękować za wszelkie łaski, których doznała, i prosić o bezpieczeństwo dla córki. Nagle poczuła przypływ sił. Spojrzała na Luke’a. – Chodźmy po Emmę. Wysiedli z samochodu. Trzask zamykanych drzwi zabrzmiał w ciszy

swoim chłopaku, natomiast często podkreślała, że nie chce się wiązać małżeństwem ani urodzeniem dzieci. Było w tym coś dziwnego, zwłaszcza że doskonale radziła sobie z cudzymi dziećmi. Rozumiała ich uczucia oraz potrzeby i potrafiła wspaniale je zabawiać. Jego pociechy za nią przepadały i traktowały niemal jak rówieśnicę. Sprawdź Przede wszystkim zajmowało się tym tylko FBI. Odsunęli naszych ludzi i sami wszystko sprawdzali. Niektórzy poczuli się urażeni. – Czy ze względu na jedną z ofiar? Jak pan powiedział, nie co dzień zabijają senatora. – Możliwe, ale wątpię. – Sims zmarszczył czoło. – Chodziły też słuchy, że zmieniono nawet protokół. Kapitan powiedział, żeby o wszystkim zapomnieć i że nie będziemy się tym zajmować. – Co stało się potem? – Zrobiliśmy, co kazał. Kto by się przejmował nieświeżym nieboszczykiem, nawet tak ważnym? Ciągle mamy mnóstwo nowych. Luke skinął głową. Doskonale wiedział, co porucznik ma myśli. – A czy słyszał pan kiedyś nazwisko Sylwia Starr?