Ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Zupełnie niepotrzebnie, powiedziała sobie. Musi zająć się chłopcem, w tej chwili najważniejszy jest jego stan fizyczny. - Wiem, co obiecałam. W chwilę później wróciła z bandażem, płynem odkażającym i ręcznikiem kąpielowym. Napełniła miskę ciepłą wodą, wrzuciła do niej myjkę. -Musisz zdjąć spodnie, inaczej nie będę mogła opatrzyć rany. Zaczerwienił się. - Nie zdejmę spodni, proszę pani. Lily powściągnęła uśmiech, żeby nie wprawiać chłopca w jeszcze większe zakłopotanie. Skoro chciał grać twardziela, powinna to uszanować. - Widziałam w swoim życiu sporo osobników rodzaju męskiego bez gatek. Jestem starą kobietą, z mojej strony nie masz się czego obawiać. - Wyciągnęła ku niemu dłoń z ręcznikiem. - Owiń się, jeśli tak wolisz. Chwycił ręcznik, ponownie wywołując nieznaczny uśmiech na twarzy Lily. Odwróciła się dyskretnie, żeby oszczędzić mu zażenowania. - Już. Siedział na krześle, z ręcznikiem wokół bioder. Lily podniosła z podłogi zakrwawione dżinsy. - Wrzucę je do pralki. Nie ruszaj się stąd. Kiedy wróciła po chwili do kuchni, przywitał ją spojrzeniem spode łba. - Nie patrz tak na mnie. Przyrzekam, że oddam ci twoje spodnie. - Uklęknęła obok nachmurzonego pacjenta i uważnie obejrzała ranę: skaleczenie, dość rozległe, nie było na szczęście zbyt głębokie. Wzięła myjkę do ręki. – Może trochę zapiec, z góry przepraszam. Chłopiec zacisnął zęby, syknął. - Mam przyjaciela, to emerytowany lekarz. - Nie - wycedził przez zęby. - Mieszka niedaleko - ciągnęła niewzruszenie. - Powiem mu, że jesteś moim krewnym, nie będzie o nic pytał. Mamy wiele wspólnych tajemnic. Ufam mu całkowicie, dam głowę, że nikomu nie powie słowa. - Chodzi o moją głowę, nie o pani. http://www.meble-kuchenne.edu.pl/media/ — A gdzie Niania? — zapytała pani Fields. — Zaraz tu będzie. Cześć, tato. — Cześć, dzieciaki — odparł Tom. Przechylił głowę na bok, nasłuchując. Od strony ganku dobiegały jakieś zgrzy- ty, dziwne brzęczenie i szuranie. Uśmiechnął się. — To ona — oświadczył Bobby. Do pokoju wsunęła się Niania. Pan Fields przyjrzał się jej. Zawsze go intrygowała. W pokoju słychać było jedynie osobliwe, rytmiczne szura- 73 nie, które powstawało przy zetknięciu się kół napędu z twardą drewnianą podłogą. Niania zatrzymała się w odle-
Rose, nie wiem, czy dotarłabym tu żywa. - Odwróciła się ku pojazdowi. - Rose! Chodź do nas! Pamiętasz swojego kuzyna Luciena, prawda, kochanie? Z wnętrza czarnego powozu dobiegł stłumiony głos: - Nie wysiądę, mamo. Kobieta uśmiechnęła się promiennie. - Oczywiście, że wysiądziesz, moja droga. Twój kuzyn czeka. Sprawdź - Słyszałam o niej. Podobno jest najlepszą krawcową w całej Anglii. Nie wiem, jak lord Kilcairn zdołał nas z nią umówić. - Bo jest tyranem - wtrąciła pani Delacroix, wyglądając przez szczelinę w zasłonach. - Och, jakie piękne koronki! A ja nie mogę obejrzeć ich z bliska. Zaczęła wachlować się chusteczką. Jeszcze będą z nią kłopoty, pomyślała Alexandra. Nawet jeśli Rose zabłyśnie w towarzystwie jak najjaśniejszy brylant, każdy, kto zobaczy i usłyszy jej matkę, natychmiast ucieknie przerażony. Cóż, zrobi co w jej mocy, ale lord Kilcairn nie powinien oczekiwać za wiele. Karoca zakołysała się i zatrzymała. Lokaj zeskoczył ze swojego miejsca na tyle pojazdu, otworzył drzwi i wysunął schodki. Oczom Alexandry ukazała się Bond Street, pełna sklepów, w których bogacze mogli zaspokoić wszelkie kaprysy. Chodniki nie były zbyt zatłoczone, ale sezon oficjalnie rozpoczynał się dopiero za kilka dni. Oczy przyciągała wspaniała suknia z zielonego jedwabiu, udrapowana na bezgłowym