wytrzymywał niewprawne pieszczoty, a potem odsunął jej ręce i przywarł do niej z głuchym

ski wad Poza wysięgnikami, na których osadzono oczy, niewiele więcej dało się zaobserwować. Cały system mo- toryczny został ukryty. Po obu stronach metalowego kor- pusu widać było zarysy drzwi. Właśnie przez nie wysuwa- ły się magnetyczne chwytaki, ilekroć zachodziła potrzeba ich użycia. Przód korpusu był ostro zakończony, a także specjalnie wzmocniony. Dodatkowe warstwy metalu, przyspawane z przodu i z tyłu do kadłuba, nadawały Nia- ni wygląd jakiejś wojennej machiny. Przypominała czołg. Albo statek kosmiczny w formie kuli, który właśnie przy- był na ziemię. Była podobna do owada. Jakiegoś olbrzy- miego pancerzowca. — Prędzej! — zawołał Bobby. Niania gwałtownie się poruszyła, obracając się nie- znacznie wokół własnej osi, gdy koła napędu dotknęły podłogi. Jedna para bocznych drzwi otworzyła się. Ze środ- ka błyskawicznie wysunęło się długie metalowe ramię. Niania schwyciła Bobby'ego magnetycznym chwytakiem i przyciągnęła do siebie. Następnie posadziła go sobie na 74 http://www.meblekuchennesklep.info.pl/media/ cieniu diuka. - Czy nie wspomniałem, że chodzi o prywatną audiencję? - Dobrze, że w ogóle wpuszczono pana do tego domu - warknął Virgil Retting, bardzo odważny przy groźnym ojcu. - Przepraszam, czy mam się zwracać do lorda Virgila? - zapytał Lucien, z trudem powstrzymując uśmiech. Od niedawna wiedział, że uprzejmość to potężna broń. Sam się o tym przekonał. - Czego pan chce, Kilcairn? Nie pozwolę się szantażować. Jestem gotów ją wydziedziczyć. Umyć ręce. Lucien usiadł. - Nie przypominam sobie, żebym czymkolwiek groził ani żebym o cokolwiek prosił z wyjątkiem kilku minut pańskiego cennego czasu. - Znamy cię, Kilcairn - warknął młodszy Retting. - Najwyraźniej nie. - Nie odrywał wzroku od diuka. - Ponadto nie zamierzam nic

Nie czekając na odpowiedź, przeszedł na drugą stronę i usadowił się za kierownicą. Włożył kluczyk do stacyjki, zapalił silnik, wrzucił jedynkę. W tej samej chwili Gloria wskoczyła do auta i usiadła obok niego. - W porządku - rzuciła lekkim tonem. - Pokaż mi, co masz pokazać. Ruszył bez słowa w stronę Dzielnicy Francuskiej. Odezwał się, dopiero kiedy dojeżdżali: - Pierwsze siedem lat życia spędziłem w cuchnącym kontenerze. Ojciec lał mnie i matkę. Dawał nam spokój, jak się napił, wtedy nie miał siły bić. Nie miałem przyjaciół, nikt nie chciał się zadawać z takim śmieciem, w dodatku mieszańcem. Teksańczycy nie lubią Indian ani Meksykanów. Ojciec był biały, myślał podobnie. Chyba od nikogo w całym życiu nie nasłuchałem się tylu wyzwisk co od niego. Od własnego ojca. Mile, prawda? Sprawdź - Hope, kochanie... ona jest głodna. Trzeba ją nakarmić. Pokręciła głową i wcisnęła się głębiej w poduszki. Twarz małej poczerwieniała, nabrzmiały złością płacz wzmagał się z każdą chwilą. Wykrzywiona buzia stała się raptem brzydka i przerażająca, niczym twarz ze złych snów. Cień. Mroczny Cień miał już to dziecko w swoim władaniu. Philip mocniej zacisnął palce na dłoni żony. - Skarbie... ona cię potrzebuje. Musisz ją nakarmić. Kiedy Hope ani drgnęła, wziął dziecko na ręce i zaczął nieporadnie kołysać, ale mała nadal płakała w głos, darła się na całe gardło. Podał córeczkę żonie. - Musisz. Hope potoczyła błędnym wzrokiem po pokoju, szukając drogi ucieczki. Z każdego kąta wyzierał Cień, wszystko przypominało jej, jaka była głupia, jak nierozumna. Nie uwolniła się od spuścizny domu Pierron. Nigdy się nie uwolni. To potrzask, pomyślała z rozpaczą. Nie ma nadziei. Tkwiła w potrzasku. Tak jak przed laty. - Nie mogę. - W jej głosie wzbierała histeria. - Nie chcę. - Kochanie...