Ale przynajmniej ma jakiś trop.

po jego myśli! Nie odrywając wzroku od chłopaka, Bentz ukrył się w załomie schodów. Co chwila wyglądał, by się upewnić, że dzieciak idzie w tę stronę. Musi poczekać, aż znajdzie się wystarczająco blisko, nie chciał go spłoszyć. Fernando dyszał ciężko, biegł, jakby gonił go sam diabeł, był zlany potem. Zbliżał się. Jeszcze trochę. Z odznaką w dłoni Bentz czekał na właściwy moment. Fernando wszedł na schody. Teraz! Bentz wyskoczył z cienia i zatarasował mu drogę. Błysnął odznaką. – Fernando Valdez? Policja. Stop! – Cholera! – Fernando już odwracał się na pięcie, ale Bentz to przewidział, złapał go za ramię. Na tyle mocno, że Fernando krzyknął: – Au! Puść mnie! – Na twoim miejscu nie stawiałbym oporu – zauważył spokojnie Bentz. Noga dawała mu się we znaki. Nie teraz, błagam. – Nie jesteś notowany, masz czyste konto i może nawet świetlaną przyszłość, jeśli teraz zechcesz współpracować i powiesz, gdzie jest twoja dziewczyna. – Co? Oszalałeś! Puszczaj! – Szarpał się, ale Bentz trzymał mocno. – Posłuchaj uważnie: powiesz mi kto, co, gdzie, jak i kiedy i wszystko, co o wiesz, o tym cholernym planie, w którym bierze udział twój samochód i kobieta, która podszywa się pod moją byłą żonę. Kto za tym stoi? Gdzie dziewczyna, która udaje Jennifer? I najważniejsze: http://www.meblenawymiarsklep.net.pl/media/ kpiąco, gdy sączyła martini i dzieliła się soczystymi szczegółami ze swego życia. A zajazd w San Juan Capistrano? Przypomniał jej się na chwilę, by zaraz znowu zniknąć. – Hotelik nazywał się chyba Misja San Michelle. Nie, brzmi nie tak. Jak to było, do cholery? Nie, nie... Mam! – Pstryknęła palcami. – Misja San Miguel, tak! Był dla nich wyjątkowo ważny. Byli tam pierwszy raz, gdy zaczynali, no wiesz, gdy zaszła w ciążę, a potem znowu, gdy romans się odnowił. Widziała obrzydzenie, które Bentz za wszelką cenę starał się ukryć, i poczuła złośliwą satysfakcję. Drań zasługiwał na dawkę rzeczywistości, na kubeł zimnej wody. To przez niego Jennifer była taka popaprana; to jego chłód pchnął ją w ramiona innego. Pochyliła się nad stolikiem i szepnęła scenicznym, gardłowym szeptem: – To ironia losu, zważywszy, że ksiądz James był człowiekiem Kościoła i w ogóle. Pewnie sypiał z Jennifer, łamał wszystkie śluby, a potem i tak uzyskiwał odpuszczenie

– Au – jęknęła, tracąc dech, gdy skórzany rzemień zaciskał się na jej szyi. Co jest? Przeszył ją ból. Nie mogła oddychać, nie mogła krzyczeć. Nie mogła kaszleć. O Boże, ten ból! Szarpała rzemień, chcąc wbić paznokcie pod śliską skórę. Na darmo. Słyszała szybki, gwałtowny oddech napastnika; rozkoszował się jej cierpieniem. Mocniej Sprawdź przypadkowe zderzenia z osobą do niej podobną, ale dwa razy w szpitalu i tu, na podwórzu – to co innego. Niełatwo uznać to za grę świateł. Czy kobieta, którą widział na skraju lasu, to produkt jego wyobraźni? Tłumionych marzeń? Efekt uszkodzonych synaps w niesprawnym mózgu? Kto to wie? – Weź się w garść. Zagwizdał na psa, wszedł do domu, wziął prysznic, ogolił się, zerknął na atlas i obiecał sobie, że poćwiczy po południu. Dzisiaj chciał pojechać do miasta i błagać Jaskiel o powrót do pracy, za wszelką cenę musiał się wyrwać z tego przytulnego domku. Wziął ze sobą laskę. Melinda Jaskiel poprosiła o sześć tygodni – połowa tego czasu już minęła. Nie mógł dłużej czekać. Musi przekonać szefową, że jest gotów do pracy, przynajmniej w niewielkim wymiarze godzin. Akurat wsiadał do dżipa, nie zwracając uwagi na ból w plecach, gdy rozdzwoniła się jego komórka.