- Mam zorganizować dla nas samochód po tamtej stronie? Mogę zadzwonić i załatwić to - powiedziała, przytrzymując sukienkę i wsiadając do wysokiego samochodu. - Nie trzeba. Mam już auto po drugiej stronie. - Co robimy? Do kogo jedziemy? - Być może do siostry człowieka, który pchnął cię nożem. an43 208 -15- Przeszli przez jeden z mostów granicznych, okazując swoje prawa jazdy: to wystarczało, jeśli turyści nie zamierzali opuszczać strefy przygranicznej. Diaz odpiął swoją komórkę od pasa i odbył krótką rozmowę; po niecałych dziesięciu minutach uśmiechnięty nastolatek podjechał zardzewiałym chevroletem półciężarówka. Diaz dał chłopakowi dwadzieścia peso, otrzymując w zamian kluczyki od samochodu. Nastolatek błyskawicznie zniknął w tłumie. To auto było jeszcze wyższe niż samochód Diaza. Otworzywszy drzwi, Milla szukała jakiegoś uchwytu, który pomoże jej wspiąć się na siedzenie. Zanim zdążyła się zorientować, Diaz podszedł do niej z http://www.medycznie.biz.pl najlepszą sławą. - Wydrapałaś mu oko. To zmienia postać rzeczy - Tak? Czy ten gość jest jedynym jednookim zakapiorem w Meksyku? Nie wiem nawet, czy on na pewno tam będzie. Wiesz, ile takich telefonów miałam przez ostatnie dziesięć lat? Zgadnij, ile z nich miało jakąś wartość. - Pewnie żaden. - Prawdę mówiąc, jeden. - Więc nie ma się czym podniecać? - Raczej nie. Ale zobaczymy, po prostu muszę zaczekać, aż ten gość się pojawi. W każdym razie z pewnością nie powinniśmy kręcić się w pobliżu tej speluny bez broni. Rip znał miejscowe zwyczaje, wiedział, że Milla nie może ot tak
- Zatem może masz jednak to nazwisko pilota? - Usłyszałem o facecie, który nazywa się Gilliland. Woził różne rzeczy do Meksyku i z Meksyku. Rozbił się i zginął siedem czy osiem lat temu. Ludzie wiedzieli o nim tylko tyle, że miał brata, Normana Gillilanda, mieszkającego w Sawtooth Wilderness, blisko Lowman. Milla spojrzała na niego; po chwili wiedziała już, co tu nie Sprawdź ciągnęła. - Mój były mąż jest lekarzem; on i jego koledzy założyli mały, darmowy szpital w jednym z biedniejszych rejonów Chihuahua. Mieszkaliśmy tam przez rok. Tam urodziło się moje dziecko. Poszłam na targ, napadło mnie dwóch mężczyzn. Wyrwali mi dziecko, ale ja walczyłam: zdołałam wydrapać lewe oko temu, który odebrał mi synka. Wtedy ten drugi pchnął mnie w plecy nożem i obaj uciekli. Od tego czasu nie widziałam swojego dziecka. Coś błysnęło w jego oczach, spojrzał na nią z uwagą. - A więc to ty - Ja? - spytała, nie rozumiejąc. - Ty oślepiłaś tę świnię, Pavona. Pavon. O Boże, więc tak się nazywał. Po dziesięciu latach wiedziała, jak się nazywał. Zamknęła oczy i starała się uspokoić