Pierwsze było głębokie i otoczone ostrą kamienną granią.

do dwóch szklanek. Postawiła je na stole. Jedną przed chłopcem, drugą dla siebie. Usiadła obok Benjamina. - Skąd biorą się takie złe sny? - zapytał malec. Jeszcze się nie otrząsnął. Amy uśmiechnęła się łagodnie. - Takie sny to... to coś w rodzaju opowieści. Powstają w twoim umyśle. - Ja ich nie lubię. Teraz śniło mi się, że goni mnie wielki pies. Ślina ciekła mu z pyska. Pokazywał mi zęby. Wielkie zęby. I bardzo ostre. - Malec podniósł szklankę do ust i upił spory łyk mleka. - Wczoraj spotkaliśmy w parku psy - przypomniała mu Amy. - Przestraszyłeś się ich? Benjamin uniósł główkę. Miał białe wąsy od mleka. - Nie. - Otarł rączką górną wargę. - To były małe pieski, szczeniaczki. Biegały za piłką. http://www.nabudowie.net.pl/media/ – Wdowa Swift? – skrzywiła się Lucy, gdy córka powtórzyła jej najświeższą plotkę. – Kto mnie tak nazywa? – Wszyscy – wzruszyła ramionami piętnastoletnia Madison, która właśnie uczyła się prowadzić samochód. Była to kolejna rzecz, do której Lucy jeszcze nie zdążyła się przyzwyczaić. – Kto to są wszyscy? – Wszystkie sześć osób, które mieszkają w tym miasteczku. Lucy zignorowała nutę ironii w głosie córki. Wdowa Swift. Rany boskie! Może to jakiś przedziwny sygnał akceptacji? Nie miała złudzeń: nie stała się ,,prawdziwą’’ mieszkanką stanu Vermont, po trzech latach wciąż była tu obca. Wiele osób spodziewało się, że lada moment spakuje walizki

niegroźne obrażenie. Ma rozcięte czoło. Na szczęście rana nie jest poważna. Jak państwo widzą, założono opatrunek i wracamy do domu. - Książę uśmiechnął się. - Nie stało się nic poważniejszego niż tydzień temu, gdy w pani studiu piesek zerwał się ze smyczy. Amalia podziękowała za wypowiedź, uśmiechając się na Sprawdź - Z pewnością dla całej męskiej populacji Mayfair. - Wicehrabia oderwał wzrok od zatłoczonej ulicy i zerknął na nią z ukosa. - Dla mnie również. Zmusiła się do uśmiechu. - Nie mogłam dłużej tak się zachowywać. Rodzice w końcu oddaliby mnie do klasztoru. - Gdybyś wytrwała do czasu przejęcia dziedzictwa, żyłabyś potem tak, jak byś chciała. - Beztroskie życie znudziłoby mi się prędzej czy później, nie sądzisz? Marley wzruszył ramionami. - Zawsze dobrze się bawiliśmy. Wolała mu nie mówić, że już przestały ją interesować