stosów starych gazet. Oczywiście, gdzieś musiały

- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć - tłumaczył się z zakłopotaniem. - Co ty tutaj robisz? Przecież nie przyszedłeś umówić się do mnie na wizytę. - Przeczytałem w gazecie, co się stało. Boję się o ciebie. - Nic mi nie jest. - Musisz bardzo uważać, ja zawsze czuję głęboko w moich starych kościach, kiedy sprawy układają się źle. Znasz mnie i wiesz, że to prawda. - Twoje kości nie są aż takie stare, Jim. - Nie podoba mi się to wszystko. Ani trochę. W dodatku wielu naszych przyjaciół jest daleko. - Wiem. Maggie zamierza ich obdzwonić. - Niebo robi się coraz bardziej czerwone. Zło cię ściga i jest coraz bliżej. Rozejrzała się. - Jesteś sam, mam nadzieję? - Tak. Barry Larson to porządny chłop, ale nie obawiaj się, o niczym nie wie, czasem tylko sobie żartujemy z tego, że moja babka była kapłanką wudu, to wszystko. RS http://www.nurgia.pl coś widać? - Cześć, Stace. - No i jak? - No i jak z czym? - Wczoraj wieczorem zostałaś napadnięta, więc pytam, jak się czujesz. Po nocy spędzonej z Bryanem Jessica kompletnie zapomniała o wydarzeniach poprzedniego dnia. - Nic takiego się nie stało, to była tylko para dzieciaków ze sztucznymi kłami. Stacey nie wyglądała na przekonaną. - Gareth bardzo się o ciebie niepokoi, nie zdziwię się, jeśli zrobi z tego domu twierdzę.

- Tak. - Wielka szkoda, że Bobby wziął dzisiaj dodatkową robotę. RS 112 - Masz tu jeszcze innych dobrych policjantów. - To prawda. Daj mi parę minut. Sprawdź Zesztywniał. - Cholera jasna! - Zdumiewające, prawda? - zgodził się Sean. - Tak, ale akurat nie o to mi chodziło. Musimy natychmiast wracać do Rezydencji Montresse. Jessica zerwała się na równe nogi. - Co się dzieje? - On gdzieś zaatakował - rzekł Lucien. - Też to wyczułem. Ja i Ragnor idziemy z wami. Brent, ty i dziewczyny pilnujecie domu. Wypadli na werandę, Jessica zawahała się, niepewnie zerknęła na Bryana, a on od razu zrozumiał. - Ty na swój sposób, ja na swój. Spotkamy się na miejscu. Uważaj na siebie.