- Nazywam się Clare Novak. Jestem przyjaciółką

Dotarłszy do domu, Lizzie dowiedziała się, że Angela już jedzie, aby pomóc Gilły i podnieść na duchu pozostałe dzieci, gdyż Christopher z Hildą Kapar załatwili Jackowi łóżko w prywatnym szpitala koło Windsora, gdzie przebywał już kilka razy przedtem. - No mów - szepnęła Lizzie do Christophera, kiedy już uściskała Edwarda i przytuliła Sophie, ale zanim poszła na górę do Jacka. - Wszystko w porządku - odrzekł stanowczo Christopher - Ten szpital to tylko ze względów bezpieczeństwa. Jack potrzebuje płynów, antybiotyków i monitorowania, ale Hilda jest absolutnie przekonana, że za dwa dni będzie mógł wrócić do domu - Mówiłeś o wirusie. Co to za jeden? - Jack ma zaczerwienione gardło i paskudnie kaszle... No, trochę z nim gorzej niż poprzednio. - Rozmawiałeś z kimś z centrum? - Tak. Chyba uznają, że zachowaliśmy się rozsądnie. Lizzie ruszyła w stronę schodów, ale nagle się http://www.oczyszczalnie-sciekow.info.pl/media/ Tony, musi ładować ciężko zarobioną kasę, okazywała mu odrobinę miłości i wdzięcznością może wszystko dałoby się jakoś wytrzymać. Zresztą Joannę, dla której to wszystko zrobił, też ostatnio dawała mu nieźle w kość; wciąż patrzy na niego wilkiem, dając do zrozumienia, że jest jakimś potworem. Zapomina widać, że jeśli ktoś tu ponosił winę, to tylko ona sama. To wszystko przez jej hormony, jej potrzeby, jej pieprzoną niewrażliwość na jego daremne starania, by dać jej prawdziwe dziecko, a nade wszystko kompletną porażkę w uczeniu Iriny właściwego zachowania.

miesiące i była sierotą. Z Rumunii. - Irina... - Keenan nagle zrozumiał, skąd to egzotyczne imię i czarne oczy. - Co za cudowny postępek - rzekł z podziwem. Sandra pokiwała głową. Nie udało się jej powstrzymać łez i musiała sięgnąć po chusteczkę. Sprawdź - Rolar, nie podoba mi się to! - Nie bój się,- wyszeptał w odpowiedzi,- wszystko idzie jak trzeba. Jeżeli Lereena spróbuje zmienić obrzęd, to ci od razu powiem. - A jeśli nie zdążysz? - żałośnie zapytałam, zaczynając panikować przed nieznanym. Dziwny na mnie popatrzył: - Nic ci się nie stanie. Zresztą, sama zobaczysz. Najważniejsze – przestań się bać. - Dobrze co tak mówić… - poczułam, że teraz naprawdę chcę do toalety, ale postanowiłam się nie przyznawać. Lereena wyciągnęła z fałdy sukienki sztylet, podrzuciła go na dłoni, odwróciła się i wyciągnęła go do mnie. Wzięłam i nieomal nie upuściłam – sztylet był bardzo miękki. Wyrzeźbiony z jakiejś słoniowej kości, bo był lżejszy niż drewniany. Rękojeść - nie wypolerowana, a gładka i jedwabista sama w sobie - tak miękko leżała na dłoni, że wydawało się, że jest przedłużeniem ręki. Samo ostrze przypominało półprzezroczyste pióro - cienkie, ze głównym trzonem i odchodzącymi od niego żyłkami. Popatrzyłam przez “pióro” na świat, który stał się przez to blado - różowy, a żyłki uzyskały piękny purpurowy kolor jak żyły. Widziałam już kiedyś coś takiego, pokazywali mi kielich z takiego tworzywa, napełniali go wodą i demonstrowali, jak zmienia kolor przy odrobinie jadu. - Ile sztyletów uzyskuje się z jednego jednorożca? - zainteresowałam się, skrywając oburzenie. Razem z Lenem rozmawialiśmy o tych legendarnych istotach, a wampir twierdził, że ich wymieraniu winni są ludzie, którzy zabijają jednorożce ze względu na drogocenne rogi i zupełnie jadalne, jakoby lecznicze, mięso. - Pięć-sześć,- spokojnie odpowiedział Rolar, nie zauważając moich emocji jakie dotyczyły tego pytania. – Jeśli spiłuje się czubek rogu, najwyżej jedną trzecią, za rok znów odrośnie. Jedna klinga wystarcza na kilka lat, jest bardzo trwała. - Pierwszy raz widzę, żeby róg jednorożca wykorzystywać w celach śmiercionośnych, a nie leczniczych. - Rytualnych, - poprawił wampir. – Nie można go zatruć, a nawet wybrudzić. Rany naniesione tym ostrzem szybko się leczą. - A na kogo będą je nanosić? - Na siebie. Wolha, przestań zachowywać się jak tchórz. Będzie kilka kropli krwi i to wszystko.