kawałki.

- Ależ tak! Przydałby mi się jako zakładnik, podobnie jak ty. No, ale już na to za późno. Za późno dla nas wszystkich. Po co byłaś tak wściekle uparta? A teraz cała moja przyszłość, nadzieja Rosji, najlepsi ludzie, jakich miałem, twoje nędzne życie i nawet twój ukochany Alec - wszystko przepadło. Wszyscy już są trupami! - Nie wszyscy, Kurkow! Michaił z osłupieniem wpatrywał się w Aleca wychodzącego z lasu. - Becky chciałaby pewnie w tej chwili chwycić gasidło do świec, żeby rozwalić ci głowę, Kurkow. Na szczęście ja mam pistolet! - I Alec wymierzył go prosto w Michaiła. - Becky, moja droga - dodał półgłosem - odwróć się. Odwiódł kurek, lecz nim jeszcze Becky zdołała zrobić tak, jak kazał, Michaił uniósł arogancko głowę. - Zegnam pana, wasza wysokość. Rozległ się głuchy szczęk. I nic się nie stało. W broni nie było kuli. Alec zaklął głośno. Michaił zaśmiał się z radością. - En garde! - krzyknął i natarł na Aleca. Rozpoczęła się dzika walka. Becky odstąpiła na bok, lecz nie mogła oderwać oczu od wymiany ciosów. Blask słońca odbijał się w ostrzach, które niczym brzytwy przecinały ze świstem powietrze. Michaił przeciwstawił brutalną siłę precyzji, szybkości i zwinności Aleca. Zaatakował go nagłym pchnięciem, od którego Becky zaparło dech. Alec krzyknął z furią, gdy ostrze trafiło go w lewe ramię - to samo, które zostało zranione ledwie miesiąc temu. - Och, ty bękarcie! - syknął, cofając się. Michaił otarł pot z czoła i uśmiechnął się http://www.oczyszczalnie-sciekow.net.pl perfidii Kurkowa! Wraz z lordem Alekiem oddała pani naszemu carowi wielką przysługę. A mogę zdradzić, że car o przysługach nie zapomina. - Proszę mi pozwolić, Lieven. Chcę przeprosić naszą uroczą młodą damę - oświadczył wobec wszystkich książę Westland, po czym pomógł Becky zsiąść z konia i skłonił się jej głęboko. - Droga pani, czy mogę liczyć na wybaczenie? Moi słudzy powinni byli tamtego fatalnego dnia wprowadzić panią do mnie. Poznałbym wtedy prawdę o Kurkowie. A tymczasem uwierzyłem jego kłamstwom. - Wasza wysokość nie musi mnie przepraszać. - Ależ jak najbardziej! Pana również nie doceniłem, Knight. Tak często współpracując z księciem Robertem, powinienem był inaczej o panu myśleć. Uratował nas pan od wielkiego nieszczęścia. - I nie tylko od niego - dodała Parthenia, całując Becky lekko w policzek. - Dziękuję wam obydwojgu. - Zwróciła się do Becky. - Wszyscy jesteśmy pani dłużnikami, moja

Uśmiechnął się słabo, przytulając twarz do jej muślinowego gorsecika, co wzmogło jego satysfakcję. Był w tej chwili jeszcze bardziej rad, że zrobił to, co zrobił. 9 Becky, czy możesz się pospieszyć? - po raz trzeci zawołał Alec z wielkiej marmurowej klatki schodowej Knight House. - Jedną chwileczkę! - Serce biło jej z podniecenia, kiedy po raz ostatni spojrzała w Sprawdź - Chętnie. - Kiedy napełniała filiżankę, cały czas patrzył jej na ręce. - McCarthy i jego ludzie już go prawie mieli. Widziałam pańskiego człowieka - powiedziała zdegustowana. - Biegał po korytarzach i świecił sobie latarką. Edward również go zauważył. Próbowałam go odciągnąć, udając atak histerii, ale idiota, którego pan tam posłał, nie wykorzystał tego. Kiedy zapaliło się światło, stał na środku korytarza i wymachiwał bronią gotową do strzału. Powinno panu pochlebiać, że odkąd wyszedł pan na wolność, książę nosi przy sobie mały pistolet. Na szczęście wczoraj zrobił z niego dobry użytek. Martwi nie mogą sypać - prychnęła, po czym wstała z sofy. - A teraz proszę odpowiedzieć mi na jedno pytanie. Czy ten nieszczęsny głupiec dostał rozkaz zabicia Culenów? I czy wątpi pan, że jestem w stanie wywiązać się z naszej umowy? Powiedz to, zaklinała go w myślach. Powiedz to wreszcie, jasno i wyraźnie, i niech będzie z tym koniec! Chmura wonnego dymu żeglowała ku górze, zasnuwając na moment jego twarz. - Moja droga - rzekł spokojnie - proszę się nie unosić. Nie warto. Człowiek, o którym pani mówi, otrzymał wskazówki, że jeśli nadarzy się okazja, może z własnej inicjatywy to wykorzystać. Jednakże nie dostał ode mnie żadnych konkretnych rozkazów. Co do drugiego pytania, to ma pani moje pełne zaufanie. - Zawarliśmy umowę. W zamian za pięć milionów dolarów zlikwiduję Cullenów. Uśmiechnął się jak hojny wujek. - Powiedzieliśmy tylko, że jeśli coś takiego będzie miało miejsce, zostanie odpowiednio nagrodzone. - Mam dość słownych gier! - rzuciła i prowokacyjnie sięgnęła po torebkę. - Skoro nie chce pan być ze mną szczery i jasno określić warunków umowy, nie widzę sensu ciągnąć tego dalej. - Siadaj! - rozkazał krótko. Zatrzymała się w połowie drogi do drzwi, ale nie wróciła na miejsce.- Zapominasz się. Nikt z moich ludzi nie wychodzi, póki nie dostanie mojej zgody. Domyślała się, że pod drzwiami czekają uzbrojeni strażnicy, którzy na jedno skinienie rozszarpią ją na strzępy. Postanowiła jednak zaryzykować. Zakładała, że jej arogancja zrobi na nim wrażenie. - Może będzie lepiej, jeśli poszukam sobie innego pracodawcy - powiedziała, patrząc mu śmiało w oczy. - Nie lubię, kiedy gra nie ma jasno określonych reguł. - Proszę pamiętać, że to ja rozdaję karty. Powtarzam po raz ostatni, usiądź! Tym razem go posłuchała. Okazała przy tym nieco zniecierpliwienia, lecz chciała, by zobaczył, że umie się kontrolować.