- Mówię prawdę. - O Boże. - Dziewczynkę.

- Hej, jesli jest jakis problem - wtracił sie Tom - to mo¿e panstwo powinni sami najpierw uzgodnic. Alex wycelował w niego swój palec wskazujacy. - Nie ma ¿adnego problemu - stwierdził dobitnie. - Po prostu powinienem był bardziej szczegółowo omówic te kwestie z ¿ona. - Znacznie bardziej szczegółowo - powiedziała Marla. W tej samej chwili w holu rozległy sie drobne kroczki Eugenii i stukot pazurków Coco. Swietnie, tego tylko jeszcze brakowało! 174 Gdy starsza pani wyszła zza rogu, zdejmujac rekawiczki, do salonu z przerazliwym jazgotem wpadła Coco. - Cicho! - ofukneła ja Eugenia, gdy Coco rzuciła sie do spodni Toma. - Ju¿! Bo pójdziesz do budy! Siad! - Pies, o dziwo, usłuchał. - Alex, Nick... Marla - powitała wszystkich Eugenia. - Widze, ¿e poznaliscie ju¿ Toma. - Wy sie znacie? - spytała Marla. - O, tak. Tom pracował jako wolontariusz w Cahill House. Co słychac? - spytała ¿yczliwie pielegniarza. http://www.odziez-medyczna.com.pl Dziecko przestało płakac. - Montgomery. Cudownie - wycedziła Eugenia przez zacisniete zeby. - To powinno byc interesujace. Amen, pomyslała Marla, idac po schodach. - Marla sie zmieniła. - Nick siedział na przednim siedzeniu jaguara, obok Aleksa, który skrecał własnie w wiodaca do zatoki Market Street. Nad nimi lsniło gołebioszare niebo, blask odbijał sie w mokrych od deszczu chodnikach. - Oczywiscie, ¿e sie zmieniła. Nie widziałes jej od lat. - Nie o to mi chodzi - powiedział Nick, rozgladajac sie z cynicznym błyskiem w oku po centrum finansowym San Francisco. Gigantyczne budowle z betonu i stali wznosiły sie a¿ do nieba, samochody suneły powoli zatłoczonymi ulicami,

- Wszedł do któregos ze sklepów albo do restauracji. Chyba. - Albo wsiadł do samochodu. 356 - Do jeepa. Zało¿e sie, ¿e jezdzi jeepem. Marla spojrzała na niego, tknieta jakas mysla. Sprawdź Na moment zmarszczył upstrzone plamkami czoło, ale zaraz przypomniał sobie, o co chodzi. - Czy dostał pan umowę, którą panu wysłałam? - zapytała, podchodząc bliżej do łóżka i próbując nie okazywać obrzydzenia na widok jego kościstego ciała. W gruncie rzeczy nie spodziewała się, żeby wiele pamiętał. Ten facet ledwo był przytomny. Miała jednak nadzieję, że uda mu się odtworzyć przebieg wydarzeń tej nocy, kiedy zastrzelono Ramóna Estevana. - Pani jest tą reporterką? - zapytał suchym, bardzo zachrypniętym głosem. - Tak. - Kiwnęła głową i pomyślała, że jednak nie jest tak źle z jego umysłem. - Zaproponował mi pan wyłączność na zeznanie w sprawie Rossa McCalluma. - Pamiętam. - Oczy mu zabłysły. Rzeczywiście ją rozpoznał. - Zawarliśmy umowę, prawda? - Z całą pewnością - A pieniądze po mojej śmierci zostaną przekazane mojej córce, Celeste. Celeste Hernandez. Przesłałem pani jej adres do El Paso. - Tak, tak, mówiliśmy już o tym. - Chyba z milion razy. - Mam w kartotece adres, imię i nazwisko Celeste -