– Nie próbuj mnie kokietować, dobrze? To nie w twoim stylu. Nie marnujmy czasu.

się niedobrze. Zacisnął dłonie na poręczy. Serce waliło mu jak oszalałe, w umyśle wirowały myśli. Dlaczego skoczyła? Dlaczego? Przeczesywał wzorkiem powierzchnię wody, szukał jej, wypatrywał skrawka bieli albo różu na gniewnym morzu. Nie. Na miłość boską... – Hej! – Usłyszał z daleka, jakby z długiego tunelu. – Hej! Zamrugał szybko i zobaczył, że ktoś biegnie w jego stronę. Dwie osoby. Dwudziestolatek z długimi włosami i szczupła dziewczyna. – Widziałem, jak skoczyła. Skoczyła! – mówił chłopak, opalony na czerwono, że strachem w oczach. – Nic jej nie jest? – Niemożliwe – wtrąciła się jego towarzyszka. – Przecież to jakieś dwadzieścia metrów. – Więcej, ze trzydzieści. – Dzieciak dramatyzował, podbiegł do poręczy, wyjrzał. Nie umiał oceniać wysokości. Dopiero wtedy zobaczył broń w ręku Bentza. – O! – Zatrzymał się w pół kroku, uniósł ręce. – Spokojnie, człowieku. – Jestem z policji. – Bentz wyjął odznakę, pokazał. Robił to już setki, może tysiące razy, ale dzisiaj ten gest wydawał się sztuczny, niezdarny. – Rick Bentz z policji w Nowym Orleanie. – Mówił nieswoim głosem. Co chwila zerkał w odmęty. Na pewno wypłynie. Musi. Ale widział jedynie fale i skrawek plaży. lnic więcej. – Ach, więc... więc pan ją gonił. – Chłopak myślał na głos. – Popełniła przestępstwo? – http://www.olejek-arganowy.org.pl mieście podobno roi się od duchów. – Jak w Nowym Orleanie. – Mówię poważnie. Tak zwana przyjaciółka Jennifer pogrywa sobie z tobą. San Juan Capistrano? Litości. Mówisz jej, że widzisz duchy, a ona cię tam wysyła? No nie. – Ona nie jest duchem – powiedział, choć w głębi duszy miał wrażenie, że jest nawiedzony. Czuł się tak, jak tego chciał ten, kto tym wszystkim sterował. – Muszę kończyć. – Nie wytrzyma dłużej drwin. – Super. Pospaceruj po święconej ziemi, pogadaj z białą damą, mnichem bez twarzy czy trupem w fotelu bujanym. Albo z Jennifer, bo pewnie sądzisz, że z nimi trzyma. Jeśli ci się to uda, pozdrów ją ode mnie serdecznie. – Pieprzę cię, Montoya – powiedział. Światło się zmieniło na zielone i ruszył w stronę misji. – Chciałoby się, co? – Partner się rozłączył, a Bentz poczuł, że się uśmiecha.

141 napięciu, tak jakby wiedział, co za chwilę usłyszy. Mimo to ciągnęła dalej. - Dzieją się dziwne rzeczy. Nie dotyczy to rodziny, ale konkretnie mnie. - Gardło miała tak ściśnięte, że z trudem wypowiadała te straszne słowa. - Poza koszmarami widzę też pewne obrazy, coś w rodzaju déjà vu. Wiążą się one z ostatnimi wypadkami. Obrazy są porwane i nie składają się w sensowną całość. Pamiętam na przykład, że dotykałam samochodu siostry, tego, którym się rozbiła, albo że patrzyłam na lekarstwa stojące w po-koju matki. - Przełknęła z trudem ślinę i poczuła wewnętrzne drżenie. Oto za chwilę zanurzy się w mroku, otworzy drzwi prowadzące na schody ku zakazanej piwnicy, ryzykując, że zatrzasną się za nią, a potem usłyszy zgrzyt przekręcanego klucza i na zawsze zostanie uwięziona w przerażających ciemnościach. Zamknęła oczy. - Następnego dnia po tym, jak zginął Josh, obudziłam się i... zobaczyłam krew w sypialni. Cała sypialnia była zakrwawiona. - Trzęsąc się, podwinęła rękawy swetra. - Na łóżku, na firankach, na podłodze, w łazience... o Boże, wszędzie. Na ścianach, na dywanie, rozmazana na umywalce i kafelkach. Szklane drzwi kabiny prysznicowej były pęknięte... ale nie pamiętam, żebym je stłukła. Krew na firankach, o mój Boże... - Głos uwiązł jej w krtani. Otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą twarz Adama, nieruchomą, opanowaną. Tylko napięte kąciki ust świadczyły, że jest wstrząśnięty jej wyznaniem. Caitlyn, nie ma powodu się teraz zatrzymywać, powiedziała sobie. Brnęła dalej. - Miałam tej nocy krwawienie z nosa i odkryłam... to. - Wyciągnęła ręce, pokazała brzydkie strupy na nadgarstkach. - Nie pamiętam, żebym to zrobiła. Nie pamiętam też krwawienia z nosa. A nawet jeśli to zrobiłam... jeśli się okaleczyłam, nie sądzę, żebym mogła stracić aż tyle krwi. Cała sypialnia i łazienka! Boję się... Jezu, boję się, że w jakiś sposób jestem odpowiedzialna za śmierć mojego męża. Rozdział 22 Myślisz, że go zabiłaś? - spytał Adam. - O to właśnie chodzi. Nie wiem. Nie pamiętam. Ale policja mówi, że na miejscu zbrodni znaleziono krew mojej grupy. I jeszcze ta zakrwawiona sypialnia... Oszukiwałam się, że to moja krew, ale to przecież niemożliwe. - Wzięła głęboki wdech. Nie była już taka pewna, czy dobrze zrobiła, wyznając mu prawdę. - A co pamiętasz? - Jego głos był delikatny, nie oskarżał, nie osądzał. Opowiedziała tyle, ile pamiętała. Zaczęła od tego, jak czekając na Kelly w barze, wypiła trochę za dużo. Potem urwał jej się film, a rano obudziła się w zakrwawionej pościeli. - To było okropne. Straszne i odrażające. Nie mogłam na to patrzeć, więc zabrałam się do sprzątania. Uprałam bieliznę, pościel, umyłam ściany, umywalkę, dywan i wszystko, co było zabrudzone krwią. Musiałam się tego pozbyć. - Przeczesała włosy palcami, próbowała powstrzymać ból rodzący się u podstawy czaszki. - Myślę, że tracę nad sobą kontrolę. Chyba powinnam iść na policję, ale się boję. Detektyw Reed już traktuje mnie jak główną podejrzaną. - Myślisz, że byłabyś zdolna do morderstwa? - Nie! Oczywiście, że nie. - Potrząsnęła głową i opuściła rękawy swetra. - Ale sama nie wiem, co o tym wszystkim sądzić. Widzę obrazy z miejsca zbrodni. Widzę Josha leżącego na biurku. I to jeszcze nie wszystko. - Opowiedziała o swoich przypadkach deja vu, snach 142 i obrazach związanych z tragicznymi wypadkami, które wydarzyły się w rodzinie. - Jest jeszcze coś. Mam wrażenie, że jestem obserwowana. Nie wiem, czy to policja pilnuje domu, czy ktoś mnie prześladuje, czy to tylko moja chora wyobraźnia. - Odetchnęła głęboko. - Czuję się, jakbym biegła, ale nie wiem, skąd i nie mam pojęcia dokąd. To mnie niepokoi. Doprowadza do obłędu. - Nie jesteś obłąkana. - Czekaj. Nie znasz mnie dobrze. - Wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że nie jesteś obłąkana, to nie podlega dyskusji - powiedział poważnie i odłożył długopis. - Zróbmy sobie przerwę. Oboje jesteśmy zmęczeni. Może pójdziemy na prawdziwą kawę lub na kolację? Ja stawiam i oczywiście nie wliczam tego czasu do rachunku. - No, nie wiem - wahała się. Wolała być ostrożna. - Zgódź się - nalegał. - Jestem głodny. Obiecuję, że nie urządzę ci sesji terapeutycznej. - Położył notatnik na biurku i wstał. - Tuż za rogiem jest świetna restauracja. Z prawdziwą miejscową kuchnią. Przejdziemy się. - Ale... - Ja stawiam. No chodź. - Ruszył do drzwi, pobrzękując kluczami. Co to szkodzi? Jest jej psychoterapeutą, ale to nie znaczy, że nie mogą się lepiej poznać, prawda? Och, Caitlyn, pakujesz się w kłopoty. Poważne kłopoty. Ale to przecież nic nowego. Gdy wyszli, wziął ją za rękę i poprowadził ulicą, a potem przez plac do dwustuletniego domu. Weszli po schodkach do recepcji, skąd kelnerka zaprowadziła ich na górę do sali. Szerokie drzwi balkonowe prowadziły na lodzie, między stołami stały kwiaty w doniczkach. Ze swojego miejsca mogli widzieć plac i ulicę wysadzaną drzewami. Letni wiatr niósł zapach rzeki, ciepły aromat pieczonego chleba i ledwie wyczuwalną woń dymu papierosowego. - Czy życzą sobie państwo coś z baru? - zapytała kelnerka, kiedy już wyrecytowała listę dań polecanych przez szefa kuchni. - Caitlyn? - zapytał, a Caitlyn przypomniała sobie, kiedy ostatni raz piła alkohol. W noc śmierci Josha. W noc, której nie pamięta. - Mrożona herbata z cukrem - powiedziała. Dostrzegła błysk rozbawienia w jego oczach. - Wezmę szkocką. Bez wody. Gdy kelnerka odeszła, spojrzał na park, gdzie kilka osób spacerowało wśród wysokich, ciemnych dębów. Latarnie rzucały na ziemię jasne kręgi światła. Caitlyn poczuła ukłucie niepokoju. Czy ktoś czai się w ciemnościach, czy ktoś ich obserwuje? Otworzyła menu, ale nie miała apetytu, więc bez większego zainteresowania przejrzała listę dań. - Myślisz, że powinnam iść na policję? - zapytała, udając, że studiuje spis przystawek. - Mieliśmy o tym nie rozmawiać. Wzruszyła ramionami. - Chciałam poznać twoje zdanie. - Nie jestem prawnikiem. Myślę, że chyba będziesz potrzebowała adwokata. - Właśnie zaczęłam się za kimś rozglądać. Moja siostra jest prawnikiem, mówiłam ci. Nie zajmuje się już prawem karnym, ale dała mi kilka nazwisk i umówiła mnie na pojutrze na spotkanie. - To dobrze. 143 Sprawdź mężczyzny, za którego Jennifer prawie wyszła, póki nie poznała Bentza i nie została żoną gliniarza. Na pogrzebie stał z boku, milioner nie pasował do zwykłych śmiertelników. Miał nieprzeniknioną twarz i obojętny głos, jakby grał w pokera w Vegas. Bentz odwrócił wzrok. Gray odszedł przed końcem pogrzebu. Bentz uważał wtedy, że Gray dziwnie się zachował, ale potem o tym zapomniał. Teraz chłonął wzrokiem surrealistyczną scenę – koparka wykopuje ziemię z grobu jego żony. Niesamowitą atmosferę potęgowała gęsta mgła. Bentz był święcie przekonany, że w trumnie spoczywa Jennifer. Kto inny? A jednak był spięty, spodziewał się najgorszego. Pocił się mimo chodu. Grabarze właśnie zabierali się do pracy, gdy zjawił się Hayes w jasnym garniturze, który wyglądał, jakby przed chwilą odebrał go z pralni, ciemna koszula i krawat pasowały do wypolerowanych butów. Wieczny dandys.