- Bardzo chętnie. - Pozwoliła mu wziąć się za rękę i poprowadzić do windy, wiedząc, że informacja o jej zażyłości z księciem na pewno dotrze do Blaque'a. Gabinet, w którym pracował Edward, urządzony był z wielkim smakiem. Dominowały w nim szarości i rozmyte błękity, dla których tłem była kremowa biel ścian. Na szklanych półkach stała kolekcja drobnych przedmiotów. Wśród prawdziwych skarbów, takich jak antyczna chińska waza czy porcelanowa figurka konia, Bella spostrzegła kilka ładnych muszelek i filiżankę, która wyglądała tak, jakby kupiono ją na pchlim targu. Wygodna miękka kanapa i fotele zachęcały do odpoczynku i rozmowy. Wprawdzie pod oknem stało poważne, zabytkowe biurko, jednak ogólna atmosfera wnętrza sprzyjała raczej relaksowi niż ciężkiej pracy. Bella zastanawiała się, czy Edward przychodzi tu, gdy chce uciec od pałacu i oficjalnych obowiązków. - Usiądź, proszę. Posłuchała go, ale na wszelki wypadek zamiast kanapy wybrała krzesło. - Zawsze lubiłam Luwr, ale muszę przyznać, że wolę tutejsze muzeum. Jest o wiele mniej komercyjne. Ma w sobie coś prywatnego. - Członkowie rady nadzorczej oraz Izby Handlowej byliby zachwyceni - rzekł z uśmiechem. Stał z rękami w kieszeniach, nie bardzo wiedząc, jak przejść do sedna sprawy. - Szkoda, że nie powiedziałaś mi, że dziś się tu wybierasz. Z przyjemnością byłbym twoim przewodnikiem. - Nie chciałam robić ci kłopotu. Poza tym lubię czasem tak po prostu sobie pochodzić i spokojnie pooglądać. Wyczuwała jego zdenerwowanie. To odkrycie sprawiłoby jej przyjemność, gdyby nie fakt, że ona również czuła się spięta. Tłumaczyła to spotkaniem z człowiekiem Blaque'a, lecz wiedziała, że to nieprawda. Siebie samej nie musi okłamywać. Robi jej się nieswojo tylko wtedy, gdy obok jest Edward. - Często tu pracujesz? - zapytała. - Od czasu do czasu - odparł krótko. Nie miał ochoty dyskutować o swoich obowiązkach, ale nadal nie wiedział, jak zacząć właściwą rozmowę. On, który nigdy nie miał problemów w kontaktach z kobietami. Chciało mu się z tego śmiać. Zaraz jednak westchnął ciężko. Widocznie odkąd poznał Bellę, nie jest tym samym człowiekiem. - Posłuchaj... - zaczął niepewnie, ale właśnie wtedy rozległo się pukanie do drzwi i weszła sekretarka z tacą. Podziękował jej i powiedział, że sam się obsłuży, więc natychmiast wycofała się do recepcji. Potem zajęci byli kawą, wymianą informacji o tym, kto z cukrem, a kto bez. Jak dwoje nieznajomych podczas randki w ciemno, pomyślała, czując, że z każdą chwilą czuje się bardziej skrępowana. - Czy jeśli obiecam, że będę grzeczny, usiądziesz obok mnie na kanapie? Zadał to pytanie pozornie lekkim tonem, ale ona i tak wyczuła, że jest bardzo spięty. - Oczywiście, że usiądę. - Bello, chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie na przyjęciu. Miałaś prawo poczuć się obrażona. - Nie musisz mnie przepraszać. - Odstawiła filiżankę zbyt gwałtownie. Chciała wstać, ale ją powstrzymał. - Nie oczekuję przeprosin - dodała, spuszczając wzrok. Po chwili, gdy była pewna, że ma nad sobą kontrolę, podniosła głowę. - Tak naprawdę nie poczułam się obrażona. Raczej... http://www.optyktwojeoczy.pl morski pawilon regenta. Wcześniej złożyli wyrazy uszanowania jego królewskiej wysokości i zostali życzliwie przyjęci. Korpulentny regent, który za młodu wiódł hulaszcze życie, miał wyraźną słabość do przystojnych, młodych nicponi, wciąż jeszcze hołdujących namiętnej donżuanerii. Sam musiał jej poniechać z biegiem lat. Audiencja u przyszłego króla trwała jednak krótko. Regent, znudzony uciążliwymi sprawami państwowymi, poprosił, by obeszli dokoła pawilon i podziwiali zdumiewające mistrzostwo jego słynnego architekta, zrobili więc, jak sobie życzył. Alec, któremu rondo cylindra osłaniało oczy przed słonecznym blaskiem, krążył wokół pawilonu wraz z przyjaciółmi. Trzymał się nieco na uboczu, był roztargniony i ledwo coś bąkał w odpowiedzi na okrzyki zachwytu, które wzbudziła osobliwa konstrukcja. A była to naprawdę zdumiewająca budowla. Neoklasyczny dwór Henry'ego Hollanda przeobrażał się stopniowo w egzotyczny, orientalny pałac. Majestatyczny rzymski portyk
Alec, jęcząc, wisiał uczepiony występu skalnego o jakieś pół metra poniżej skraju. Miał zranione ramię, było to więc dla niego prawdziwą torturą, ale przynajmniej zdołał uniknąć losu Michaiła. Becky patrzyła, jak jej kuzyn stacza się bezwładnie i wreszcie roztrzaskuje na skałach daleko w dole. Zadrżała na ten widok, a potem położyła się płasko na darni, wyciągając obydwie ręce ku Alecowi. Sprawdź - Niejednemu by się należało - odparła gniewnie. - Może i tak - zgodził się i zrobił krok w jej stronę, z ręką wyciągniętą na znak zgody. - Potraktuję cię inaczej niż oni. Nadal była czujna, choć po namyśle uznała, że może to być prawda. - Jak ci na imię? - Wolałabym najpierw dowiedzieć się, kim jesteś. Zaskoczyło go to, ale wzruszył ramionami. - Lord Alec Knight, do usług. - Skłonił się przed nią uprzejmie, z ręką na piersi. Zastanawiała się, czy nadal sobie z niej kpi. - Nie musisz się bać - dodał. - Nic złego ci nie zrobię. Daję słowo, że przy mnie będziesz całkiem bezpieczna. Spojrzała na niego podejrzliwie - bezpieczeństwo może różnie wyglądać. Jednego była pewna. Nikt nigdy nie zwracał się do niej w tak wyszukany sposób. Najwyraźniej miała przed