dzbanku czekała ciepła kawa. O1ivia nie napisała ani słowa, ale wiedział, że umówiła się z

przepisami. Czyli marnował czas, i to od samego początku tej szalonej sprawy. Bentz niemal widział ziarenka piasku przesypujące się w klepsydrze. Im więcej czasu mija, tym większe ryzyko, że już nigdy nie odnajdzie O1ivii ani człowieka, który to wszystko zaplanował. – AYolanda Salazar i jej brat? – Nadal go szukamy. Nie przyszedł dzisiaj do pracy, opuścił poranne zajęcia. – Czyli ukrywa się. – Na to wygląda. Cholera! Jego zdaniem Fernando stanowił klucz do całej sytuacji. On na pewno zna tożsamość sobowtóra Jennifer. Ba, prawdopodobnie współpracuje z tą osobą. Muszą go odnaleźć. – Pojawi się prędzej czy później – powiedział Bentz. – Idziemy. Martinez zeskoczyła z biurka. Hayes odsunął krzesło. – Może los się do nas uśmiechnie. Martinez już szła korytarzem, ale zatrzymała się i spojrzała na Hayesa przez ramię. – Jasne. I może mój chłopak Armando padnie dzisiaj na kolana i wręczy mi zaręczynowy pierścionek z trzykaratowym brylantem – żachnęła się. – Wybaczcie, ale nie liczyłabym na to. Łódź nie stanęła w płomieniach. Ani przed, ani po wizycie porywaczki. O1ivia nie wiedziała, dlaczego oszczędzono jej śmierci w płomieniach, ale odetchnęła – czas płynął, a ona żyła dalej. Uspokoiła się. Odrobinę. Wiedziała, że psychopatka, która ją http://www.orto-dentica.com.pl/media/ – Nie wiem. – A co wiesz? – Że sprawa jest bardziej skomplikowana, niż myślałam. Bardziej niebezpieczna. – Myślisz, że tego nie wiem? Patrzył, jak głośno przełknęła ślinę i zacisnęła dłonie na pasie bezpieczeństwa. Denerwuje się. W końcu. Dobrze. Bentz nie odrywał dłoni do kierownicy. Wreszcie ją dorwie. Rozdział 28 Chwileczkę! – Hayes przyciskał telefon do ucha. Jechał akurat na spotkanie z Tally White. – Na Point Fermin? Na półwyspie? – Ale Bentz już się rozłączył. Hayes oddzwaniał, ale sukinsyn nie odbierał. – Drań! – Czasami się zastanawiał, dlaczego jeszcze w ogóle trzyma z Bentzem. Bledsoe miał rację – ten facet to chodząca bomba zegarowa. Hayes szybko zawrócił. Kobieta w złotym mercedesie zatrąbiła gniewnie, dzieciak w wiekowym pikapie pokazał mu środkowy palec.

trawnik straszył łysymi plackami, do których nie docierała woda ze spryskiwacza. Nie był to pałac, o jakim marzyła księżniczka Lorraine. Bentz zjawił się piętnaście minut przed czasem, ale i tak otworzyła drzwi, ledwie dotknął dzwonka, jakby czatowała w holu, gotowa zareagować, gdy tylko rozbrzmi melodyjny sygnał. – Rick Bentz – mruknęła, kręcąc głową. Ciemne włosy sięgały podbródka. Przyrodnia siostra Jennifer nie postarzała się ani Sprawdź – To i tak bez znaczenia. Nawet jeśli jakimś cudem jesteś w ciąży, to jeszcze lepiej. Bentz będzie patrzył na waszą śmierć, twoją i dziecka, wszystko w kolorze. Słyszałeś, RJ? Śmierć jej i domniemanego dziecka będzie na taśmie i będziesz mógł w kółko oglądać jej rozpacz i cierpienie. Idealnie. Warto było tyle czekać. – Nie! Posłuchaj, nie wiem, kim jesteś ani dlaczego to robisz, ale proszę, przestań. – O1ivia, mimo wzburzenia, ciągle mówiła spokojnie. Przekonała się już, że błagania tylko podsycają ego porywaczki; musi spróbować inaczej. Rozproszyć jej uwagę. – Opowiedz, jaki masz problem z Bentzem. Może z nim porozmawiam i... – Porozmawiasz z nim? Czy ty mnie nie słuchasz? – Zakryła sobie uszy dłońmi, złapała się za głowę, jakby się bała, że się rozleci na kawałki. – Nie rozumiesz? O1ivia wyczuła, że porywaczka jest na krawędzi, ale nie cofnęła się. Cały czas patrzyła jej w oczy. – Nie rób tego – mówiła spokojnie. – Posłuchaj. Jeśli...